piątek, 28 stycznia 2011

Anglikanin zatroskany o katolickie organy!


Tego jeszcze nie było! Konwertyta z anglikanizmu prowadzi scholę gregoriańską, a wybitny wirtuoz (anglikanin), po swoim ostatnim koncercie w życiu apeluje o budowę nowych organów dla płockiej bazyliki katedralnej.


Niektóre opinie: 
"Prof. Nigel Allcoat jest rozpoznawany nie tylko jako światowej klasy organista, ale także jako jeden z największych postaci muzycznych naszych czasów” (Bryden Andrew – dyrektor muzyczny, Katedra Ripon)
„Uznany międzynarodowy wykonawca i niezrównany improwizator”  (Aberdeen Univeristy)
"W lutym 2009 r. Nigel Allcoat pokazał naprawdę wysokiej klasy, inspirującą sztukę improwizacji i akompaniamentu”  (Fundacja „Betts Mastercllas”, Akademia Muzyczna, Oxford)
"Nigel Allcoat jest znany i ceniony wśród organistów w całej Europie jako artysta inspirujący, obdarzony wyobrażnią interpretatora repertuaru barokowego, a przede wszystkim jako jeden z wielkich mistrzów sztuki improwizacji”  (Ratusz w Birmingham)

Organy katedry w Płocku



"Płocka katedra, konsekrowana w 1144 roku, to prastara świątynia, która jest Matką wszystkich kościołów diecezji, ustanowionej w roku 1075. Bazylika katedralna w Płocku jest zatem od wieków silnie powiązana z historią Polski, zarówno poprzez Kościół, jak i szkolnictwo czy politykę.
Począwszy od XVI wieku, katedra ulegała istotnym przebudowom, a w ubiegłym stuleciu doszło do jej odbudowy, po tym jak została częściowo zniszczona w wyniku działań wojennych. Akustyka we wnętrzu bazyliki jest bardzo dobra, zarówno dla muzyki wokalnej, jak i organowej. Zostałem poinformowany, że organy, które obecnie służą katedrze przybyły do Płocka ze Śląska i że zostały zbudowane na początku XX wieku. Instrument znajduje się w tylnej części wysoko umieszczonego chóru, na zachodnim krańcu katedry. Prospekt tych organów stanowi straszny zestaw piszczałek, które swoim ustawieniem przypominają część falistego, żelaznego ogrodzenia. Stół gry jest odwrócony w ten sposób, że organista siedząc przy nim, widzi nad pulpitem do nut wnętrze wspaniałej świątyni, a za sobą ma fatalny prospekt organowy, który pośród wspaniałości tej katedry przedstawia się okropnie. Nie znajduję innego słowa, które opisałoby jego wygląd.
Niemniej, obecny organista katedralny włożył mnóstwo pracy w to, żeby organy były sprawne i działały tak, jak teraz działają. Uważam, że pierwotnym budowniczym tych organów był Wilhelm Sauer i jego znakomita firma organmistrzowska, z którą zbudował kilka słynnych organów w krajach wschodnioeuropejskich. Jednak instrument znajdujący się w płockiej katedrze miał bardzo burzliwą historię i jest dzisiaj w opłakanym stanie. Jego dźwięk jest daleki od ideału, a znalezienie jakiegokolwiek brzmienia, które nadawałoby się do wykonywania utworów organowych z którejkolwiek epoki muzycznej jest niezwykle trudne. Dlatego organy te, w moim odczuciu, nie są godne pełnienia funkcji organów katedralnych. Sądzę, że gdyby nie akustyka katedry, która przykrywa liczne mankamenty tego instrumentu, niewielu czułoby inspirację do gry na nim, a niektórym trudno byłoby nawet cieszyć się jego słuchaniem.
Co można zrobić w tej sprawie? Oczywiście każdy instrument, zarówno dobry, jak i zły, zawsze może być naprawiony i odnowiony tak, żeby móc wydobyć z niego to, co w nim najlepsze. Obawiam się jednak, że w przypadku tych konkretnych organów, przywrócenie pierwotnego stanu użyteczności byłoby poważnym przedsięwzięciem, które wiązałoby się z pokryciem kosztu przewyższającego nawet cenę zakupu nowego instrumentu, właściwie skonstruowanego i dopasowanego do wnętrza katedry. Trudno byłoby podać realną kwotę potrzebną na restaurację organów płockiej bazyliki, ponieważ tak wiele elementów tego instrumentu znajduje się na skraju całkowitej destrukcji. A trzeba pamiętać o tym, że restauracja ta musi obejmować budowę odpowiedniej szafy organowej, stosownej do wnętrza bazyliki. Stół gry również wymaga gruntownej renowacji. Mechanika wszystkich sekcji organów działa z różną prędkością. Większość piszczałek nie odzywa się prawidłowo, a niektórych rejestrów po prostu nie da się używać z powodu stanu, w którym się znajdują. Są także takie rejestry, które przestają działać, gdy organy grają głośno. W takim przypadku ktoś musi stać obok organisty i przytrzymywać przełączniki, które sterują takimi rejestrami (działo się tak podczas mojego listopadowego koncertu). Wszystkie skórzane elementy traktury pneumatycznej, a szczególnie te znajdujące się w stole gry, wymagają całkowitej wymiany. Moja odpowiedź na wyżej postawione pytanie byłaby następująca: należy zlecić zaprojektowanie nowego instrumentu, aby w rezultacie cieszyć się najlepszym rozwiązaniem, na jakie można sobie pozwolić i aby przyszła wartość muzyczna tych organów przynosiła radość i inspirację nie tylko w kontekście liturgii sprawowanej w katedrze, ale także w wymiarze artystycznego oddziaływania na lokalną społeczność i osoby znajdujące się poza nią. Dobry instrument będzie również źródłem inspiracji dla młodych muzyków w ich dążeniu do bycia organistami. Będzie zachwycał śpiewaków tworzących chóry, które działają przy katedrze, co jest z kolei tradycją, którą należy pielęgnować i wzmacniać w tych naszych zeświecczonych czasach.
Sugeruję, żeby teraz, gdy Polska znowu znajduje się w granicach zjednoczonej Europy, władze katedralne i władze miasta Płocka uświadomiły sobie ograniczenia, jakie powoduje instrument zainstalowany w bazylice i zobaczyły, co polscy i zagraniczni organmistrzowie proponują jako swój wkład w zbudowanie organów w pełni godnych tak umiłowanej i zabytkowej świątyni. Nie uważam, aby koniecznym było przygotowywanie jakiegoś planu, za wyjątkiem krótkiego uzasadnienia zapotrzebowania (Statement of Purpose), na podstawie którego organmistrz powinien rozpatrywać swój projekt. Z mojego dotychczasowego doświadczenia wynika, że im budowniczy organów ma szerszy zakres działania, tym lepszy jest produkt końcowy powstały w wyniku jego pracy, ponieważ budowniczy jest jedyną osobą, która zdaje sobie sprawę z tego, w jakim stopniu najlepszy instrument jest w stanie stworzyć dla danej, niepowtarzalnej sytuacji. Im budowniczy jest bardziej ograniczony przez niekończące się sugestie, które napływają do niego z różnych stron, tym bardziej przeciętny i nijaki jest wynik jego pracy. Powinien także być powołany doradca do spraw związanych z budową organów. Doradca ten powinien być osobą, która będzie służyć radą i naświetlać pewne fakty, działając zarówno na linii nabywca – budowniczy, jak i budowniczy – nabywca. Jego zadaniem powinno też być pomaganie nabywcy przy rozpatrywaniu oraz ocenianiu cech i zalet każdego projektu, a nie jedynie opracowywanie specyfikacji itp. Organy przecież przeżyją doradcę, który pomaga nabywcy przy ich budowaniu!
Z ogromną przyjemnością będę służył dalszą pomocą. Chętnie wyjaśnię wszelkie aspekty tego, o czym tu napisałem. Mógłbym także wskazać rzetelne, międzynarodowe firmy organmistrzowskie, jeśli zapadnie decyzja o budowie nowych organów dla płockiej katedry. Dobre, spójne projekty rzadko powstają z dnia na dzień. Myślę, że na całe przedsięwzięcie potrzeba tu będzie od 6 do 10 lat, szczególnie wtedy, gdy koniecznym okaże się rozwiązywanie problemów finansowania i sponsorowania tego przedsięwzięcia. Należy jednak pamiętać, że koszty rosną dość szybko w czasach tej globalnej zawieruchy finansowej, z jaką mamy teraz do czynienia. Zatem pozwolę sobie zauważyć, że jeśli porozumienie dotyczące organów płockiej katedry zostanie osiągnięte możliwie jak najszybciej, odbędzie się to z pożytkiem dla wszystkich, a zwłaszcza dla tych nieszczęsnych ludzi, którzy z wielkim wysiłkiem utrzymują obecny instrument przy życiu.

Nigel Allcoat
Burbage, 20 stycznia 2011 roku

Z języka angielskiego przełożył Michał Pankowski,
[fotografie z wnętrza bazyliki: MR, źródło: plocek.pl
]
tekst oryginalny:
The Organ in Plock Cathedral, Poland
The Cathedral is of ancient foundation being dedicated in 1144 and the Mother 
Church of the diocese which was formed in 1075. It therefore is strongly linked to    
the history of Poland through the Church, education and politics through the 
centuries. 
The Cathedral is rather substantially rebuilt from the 16 th century and more recently 
after war damage in the last century. The acoustics are very fine, not only for vocal 
music but also for the organ. The present organ I am told came from Silesia, having 
been constructed at the beginning of the 20 th century. It is positioned at the back  
of a high choir and organ gallery at the West end of the Cathedral. There is a terrible 
array of pipes that have been shaped to fit the space rather like a section of 
corrugated iron fencing. The console is reversed and so the player views the whole 
length of the great building over the music desk with the appalling vision of the 
organ behind. Its visual presence amid the splendours of the rest of the Cathedral is 
horrendous. There is no other word to describe its appearance. 
However, much dedicated work by the present organist has been lavished on the 
instrument to make it work as well as it does. I believe that the original builder was 
the eminent firm of Saurer who built some of the more famous East European 
organs. However, this instrument in Plock has had a most chequered life and is in a 
most ruinous state at the moment. The noise is not at all fine and it is extremely 
hard to find any agreeable sounds on it to play any of the enormous range of organ 
music from any age. It therefore is a lamentable object which in my estimation is 
quite unworthy for being a cathedral organ. If it were not for the cathedral’s acoustic 
which covers over the endless deficiencies of the instrument, I feel that few people 
would be inspired to play it and for some, to even enjoy hearing it. 
What can be done about it? Of course, any instrument (good or bad) can always be 
restored and renovated so that the best can again be heard from it. But with this 
particular organ, I fear that the cost to bring everything back to some form of 
original functioning state would be a substantial undertaking and  at  a cost that 
would be more than  even  purchasing a new instrument that was properly 
constructed and tailored to its position in the building. There is so much that is 
teetering on the edge of total collapse, it would be hard to put a realistic figure on a 
restoration. And this must include a proper and worthy case. The console needs a 
complete refurbishment. The action to all departments works at different speeds. 
Most pipes do not speak correctly and some stops just cannot be used because of 2
their condition.  Some stops  on the console  actually begin to go off when playing 
loudly and another person needs to be on hand to keep them down (as happened in 
my recent concert). All the leatherwork of the pneumatic action is in need of
complete renewal, especially in the console. My answer to the above question would 
be to have a new instrument designed to be of the best that can be afforded so that 
the future musical worth of the organ is a joy and inspiration not only to the liturgies 
of the cathedral, but also artistic outreach into the community and beyond through 
concerts. A good instrument will also inspire young musicians to aspire to becoming 
organists. A good instrument will greatly enthuse the choirs that belong to the 
cathedral  – a tradition that should be nurtured,  cherished  and enhanced in this 
rather secular age of ours.
Now that Poland is again within the boundaries of a unified Europe, I suggest that 
the cathedral and city authorities realize the limitations that the present instrument 
provides and look to the surrounding countries - as well as their own - to see what 
instruments certain builders suggest as their contribution of an instrument utterly 
worthy of such a loved and historic building. I am not of the opinion that a building 
should prepare a blue-print, other than providing a brief Statement of Purpose from 
which a builder should view the project. The wider the scope a builder has in my 
past experience, the more remarkable the end product as the builder is the only 
person who realizes how best he feels he can conceive a musical instrument for each 
unique situation. The more a builder is constrained by endless suggestions from 
different quarters, the more ordinary and lack-lustre the result. A Consultant should 
be a person to advise and elucidate facts between the purchaser and a builder and 
vice versa. The Consultant should help weigh-up the features and merits of each 
scheme for the purchaser – not lay down specifications and the like. An organ will 
last far longer than the life of a consultant who does that!
I would be delighted to offer any further help or clarify any points that I have 
written here. I would also perhaps suggest some International builders if such an 
opportunity to have a new instrument is agreed. Such good projects oozing with 
integrity rarely happen overnight. 6 to 10 years is a realistic time-scale – especially if 
finance and sponsorship will need to be put into place. But it must be always be 
remembered that costs rise rather quickly in these days of global  financial 
uncertainties, so if agreement is reached about the instrument as soon as possible, I 
would suggest this would be to everyone’s advantage  – not least the poor people 
who struggle to keep the present instrument alive.
Nigel Allcoat, Burbage 20th January 2011



wtorek, 25 stycznia 2011

W kończącym się „tygodniu ekumenicznym” apelujemy za św. Piusem X do Braci odłączonych: Powróćcie na gościniec prawdy!



Encyklika św. Piusa X Tribus circiter 
„O mariawitach albo mistycznych kapłanach polskich” 
z 5 kwietnia 1906 r
[1]

List Okólny do Czcigodnych Braci Arcybiskupa Warszawskiego i Biskupów Płockiego i Lubelskiego w Polsce.

Czcigodni Bracia, Pozdrowienie i Apostolskie Błogosławieństwo!
Około trzech lat temu Stolica Apostolska powzięła wiadomość, że pewna liczba kapłanów w Waszych diecezjach, z młodego głównie kleru, utworzyła jakieś niby zakonne stowarzyszenie pod nazwą „Mariawitów”, czyli „kapłanów mistyków” bez żadnego na to zezwolenia ze strony prawych pasterzy. Okazało się, że członkowie tego gromadzenia zaczęli z wolna zbaczać z prostej drogi, wyłamywać się spod posłuszeństwa należnego Biskupom, „których Bóg postawił, aby rządzili Kościołem Bożym”, i uwodzić się własnymi wymysłami.
Nie zawahali się bowiem całkowicie oddać i na skinienie być posłusznymi pewnej kobiecie, jako mistrzyni pobożności i sumienia, głosząc, że ona jest pełna świętości, łaskami niebieskimi w cudowny sposób wyposażona, wiele rzeczy wie z objawienia Bożego i dana została przez Boga na to, aby w tych ostatecznych czasach zbawić świat bliski już zagłady.
Zaczęli więc rzekomo z Boskiego rozkazu krzewić wśród ludu wzmożone praktyki pobożności (zresztą największego, gdyby się należycie odbywały, zalecenia godne), głównie za adorację Najświętszego Sakramentu i bardzo częste przystępowanie do Komunii Świętej, czyniąc to samowolnie i nie rozróżniając usposobienia ludzi; ktokolwiek zaś z kapłanów lub Biskupów wydawał się im mieć wątpliwości co do świętości i Boskiego powołania pomienionej niewiasty, lub kto nie dość sprzyjał zgromadzeniu tak zwanych Mariawitów, na tych wszystkich bez wahania rzucali najcięższe oskarżenia, tak iż obawiać się należało, by znaczna liczba wiernych, nieszczęśnie uwiedziona, od prawych pasterzy nie odstąpiła.
Dlatego też, w porozumieniu się z Czcigodnymi Braćmi Naszymi Świętego Kościoła Rzymskiego Kardynałami, Członkami Oficjum Świętego poleciliśmy wydać, jak Wam wiadomo, w dniu 4 września 1904 roku dekret o skasowaniu owego stowarzyszenia kapłanów i zupełnym przerwaniu wszelkich z pomienioną niewiastą stosunków.
Atoli kapłani owi, choć piśmiennie zaświadczyli swą względem Biskupów uległość, choć do pewnego stopnia, jak sami twierdzą, łączność swą z tąż niewiastą zerwali, jednakowoż od swych usiłowań nie odstąpili i potępionego stowarzyszenia swego szczerze się nie wyrzekli. Pod tym względem nie tylko wezwań Waszych i ograniczeń nie usłuchali, nie tylko bezczelnym oświadczeniem zerwanie łączności z Biskupami zaznaczyli, nie tylko uwiedziony przez siebie lud w wielu miejscach podburzyli i do wypędzenia prawych pasterzy popchnęli ale nawet, obyczajem rokoszan, twierdzi zaczęli, że Kościół zbłądził od prawdy i sprawiedliwości, że zatem Duch Święty Go opuścił i że tym samym oni jedynie kapłani Mariawici powołani są od Boga do uczenia ludzi prawdziwej pobożności.
Nie dość na tym. Przed kilku tygodniami przybyli do Rzymu dwaj z tych kapłanów: jeden Roman Próchniewski, drugi Jan Kowalski, którego wszyscy członkowie zgromadzenia uważają za swego przełożonego, a to na mocy jakiej delegacji ze strony wzmiankowanej kobiety. Ci obaj w prośbie napisanej, jak mówili z wyraźnego polecenia Pana Naszego Jezusa Chrystusa, zażądali aby Naczelny Zwierzchnik Kościoła, lub w jego imieniu Kongregacja Świętego Oficjum, wydała dokument tej treści:
„Maria Franciszka (tj. niewiasta, o której tylokrotnie jest mowa) obdarzona przez Boga najwyższym stopniem świętości, jest matką miłosierdzia dla wszystkich ludzi od Boga do zbawienia powołanych i wybranych w tych ostatecznych świata czasach; wszystkim za kapłanom Mariawitom polecił Pan Bóg, aby cześć Najświętszego Sakramentu i Matki Boskiej Nieustającej Pomocy po całym świecie szerzyli bez jakichkolwiek ograniczeń ze strony czy to prawa kanonicznego, czy ustaw ludzkich, czy zwyczajów, czy jakiejkolwiek władzy kościelnej lub świeckiej”.
Przytoczeniem tych słów chcieliśmy wykazać, że księża owi, nie tyle może świadomą siebie pychą, ile raczej złudnymi pozorami są zaślepieni, jak owi fałszywi prorocy, o których Ezechiel mówi: „Widzą próżność, a prorokują kłamstwo, mówiąc, ‘mówi Pan’, gdyż ich Pan nie posłał i nie przestali utwierdzać mowy. Ażeście nie widzenie próżne widzieli, a proroctwo kłamliwe mówili? I mówicie: ‘mówi Pan’, gdyżem ja nie mówił (Ezech. XIII, 6, 7)”.[2]
Otóż przyjąwszy ich miłościwie wezwaliśmy, aby porzuciwszy mamidła urojonych objawień, siebie samych i swe czyny zbawiennemu kierownictwu biskupów z całą szczerością poddali i jak najśpieszniej wiernych Chrystusowych na bezpieczną drogę posłuszeństwa i uszanowania względem pasterzy zwrócili. Przestrzegaliśmy ich też, aby czujności Stolicy Apostolskiej i tych, do których z urzędu należy, pozostawili troskę o utrwalenie pewnych praktyk pobożności, jakie w wielu sprawach Waszych, czcigodni Bracia, diecezji – okażą się do pełniejszego rozwoju życia chrześcijańskiego stosowniejszymi; z drugiej za strony, że do tejże Stolicy Świętej i Biskupów należy prawo karcenia kapłanów, o ile tacy się znajdują, którzy by pewne formy pobożności w Kościele przyjęte i ustalone odrzucali lub lekceważyli.
Z pociechą w duszy patrzyliśmy, jak wzruszeni naszą ojcowską dobrocią, do nóg naszych upadli i złożyli nam oświadczenie niezłomnego synowskiego posłuszeństwa. Następnie wnieśli piśmienną deklarację, która zwiększała nadzieję, że ci zbłąkani synowie szczerze zechcą dotychczasowych bałamuctw zaniechać i na gościniec prawdy wkroczyć.
„Zawsze gotowi – oto ich słowa – poddawać się Woli Boga, która w tej chwili przez Jego Zastępcę tak jasno się wyraziła, najszczerszej i najchętniej odwołujemy nasze pismo, któreśmy dnia 1 lutego b.r. Arcybiskupowi Warszawskiemu złożyli, i w którym oświadczyliśmy, że się od niego odłączamy. Nadto z całą szczerością i radością wyznajemy, że zawsze chcemy być w jedności z Biskupami naszymi, w szczególności z Arcybiskupem Warszawskim, dopóki nam to Wasza Świątobliwość rozkaże. Oprócz tego, ponieważ tu obecnie występujemy w imieniu wszystkich Mariawitów, przeto niniejsze wyznanie posłuszeństwa i uległości czynimy nie tylko od wszystkich Mariawitów, lecz także od całego koła adoratorów Najświętszego Sakramentu.
W sposób szczególny składamy to wyznanie imieniem Mariawitów Płockich, którzy tak samo jak Warszawscy Biskupowi swojemu wypowiedzieli posłuszeństwo. Wszyscy bez wyjątku tedy, upadłszy do nóg Waszej Świątobliwości, najuroczyściej oświadczamy miłość naszą i posłuszeństwo względem Stolicy Świętej, w sposób zaś szczególny względem Waszej Świątobliwości i w największej pokorze prosimy o przebaczenie, jeśli cokolwiek z naszej strony lub przez nas, mogło Jej sercu sprawić przykrość. Wreszcie oświadczamy, że natychmiast wytężymy wszystkie nasze siły w tym celu, aby przywrócić pokój między nami i między naszymi Biskupami. Owszem, zapewnić możemy, że pokój ten w rzeczy samej wkrótce nastąpi”.
Z zadowoleniem więc spodziewaliśmy się, że ci synowie Nasi, względnością naszą ujęci, skoro tylko wrócą do Polski, wezmą się do jak najrychlejszego wykonania swych przyrzeczeń i z tego powodu chcieliśmy Was, Czcigodni Bracia, zawezwać, abyście ich i ich towarzyszów w miarę jak się Waszej Powadze bezwzględnie poddadzą, z takimże miłosierdziem przyjęli i, o ile czyny odpowiedzą obietnicom, na dawne stanowiska kapłańskie, z zachowaniem form prawnych, przywrócili. Ale nadziei tej nie odpowiedziała rzeczywistość. Najświeższe wiadomości przekonały Nas, że znowu dali posłuch kłamliwym objawieniom i nie tylko, wróciwszy do kraju, obiecanej uległości Wam nie okazali, lecz owszem puścili między lud i swych towarzyszów odezwę, nie świadcząc bynajmniej, o szczerości i prawdziwości posłuszeństwa.
A wszakże próżnym jest wszelkie zapewnienie o wierności względem Namiestnika Chrystusowego dawane przez tych, którzy wciąż podkopują powagę swych Biskupów. „Biskupi bowiem (jak czytamy w liście poprzednika Naszego śp. Leona XIII z dnia 17.12.1888 r. do Arcybiskupa w Tours) stanowią najprzedniejszą część Kościoła, tę mianowicie, która naucza i z prawa Bożego rządzi ludźmi; kto uporczywie się opiera lub uporczywie im jest nieposłuszny, ten się oddala coraz bardziej od Kościoła”... Z drugiej strony roztrząsać i poddawać krytyce czynności biskupie nie należy wcale do osób prywatnych, lecz jest atrybucją tych tylko, którzy w kapłaństwie władzą swoją stoją ponad nimi, zatem Najwyższego Kapłana, któremu Chrystus polecił paść wszystkie na całym świecie baranki i owieczki. Co najwyżej, gdy zachodzi poważna racja do zażalenia, wolno jest całą sprawę przedstawić Biskupowi Rzymskiemu, ale i to z ostrożnością i umiarkowaniem, jak tego wymaga zasada dobra publicznego, a nie krzykliwie i napastniczo, co właśnie wywołuje nieporozumienie i urazy albo je potęguje.
Czczą też i obłudną jest odezwa ks. Jana Kowalskiego do współtowarzyszów błędu o przywrócenie pokoju, dopóki trwać będą przygany przeciwko prawym pasterzom wymierzone i podniecenie do rokoszu, zarówno jak zuchwałe gwałcenie rozporządzeń Biskupów.
Aby więc położyć tamę dalszemu uwodzeniu wiernych i tych kapłanów, tak zwanych „Mariawitów”, którzy dotąd trwają w dobrej wierze, przez wspomnianą niewiastę i przez ks. Jana Kowalskiego, powtórnie zatwierdzamy dekret kasujący stowarzyszenia „Mariawitów”, jako zawiązane nielegalnie i nieważnie, i ogłaszamy je za zniesione i potępione (odrzucone), utrzymując w całej mocy zakaz jakiejkolwiek łączności z pomienioną niewiast kapłanom, tj. bywania u niej pod pozorem, z wyjątkiem tego tylko kapłana, którego jej Biskup Płocki według swego uznania za spowiednika wyznaczy.
Was zaś, Czcigodni Bracia, usilnie wzywamy, abyście błądzących kapłanów, skoro tylko szczerze się opamiętają ojcowską miłością otoczyli, po należytej próbie do pełnienia na powrót pod Waszym kierunkiem czynności kapłańskie powołali. Gdyby wzgardziwszy Waszym wezwaniem w krnąbrności, co nie daj Boże, trwali, Naszą będzie rzeczą surową względem nich zastosować karę. Starajcie się też wiernych chwilowo obałamuconych, tym samym zasługujących na wyrozumienie, zwrócić na prostą drogę. Pielęgnujcie w diecezjach Waszych ćwiczenia pobożności chrześcijańskiej wielokrotnie przez Stolicę Apostolską tak dawniej jak i w czasach najświeższych zaaprobowane. Pielęgnujcie je tym gorliwiej i chętniej, że dzięki Bogu swobodniej obecnie u Was kapłani służbę Bożą spełniać mogą.
Tymczasem, jako zadatek dóbr niebieskich i znak naszej ojcowskiej łaskawości Wam, Czcigodni Bracia, duchowieństwu i wszystkiemu ludowi, powierzonemu Waszej wierności i pieczy, z miłością udzielamy w Panu Apostolskiego Błogosławieństwa.
Dan w Rzymie u św. Piotra, dnia 5 kwietnia 1906 r. Pontyfikatu Naszego trzeciego roku. Pius X.

fot. za: ekumenizm.pl 

[1] Tekst za: S. Rybak, Mariawityzm. Studium historyczne, Warszawa 1992, s. 31-33; zob. także: „Mariawita” 2-3 (1963); tekst anglojęzyczny:http://www.vatican.va/holy_father/pius_x/encyclicals/documents/hf_p-x_enc_05041906_tribus-circiter_en.html; por. także: ks. K. J. Kantak, Mankietnicy i mankietnictwo, Poznań 1910, s. 90-97 (biblioteka: "Głosy na czasie" nr 21)
[2] Tłumaczenie uwspółcześnione: „Oglądają rzeczy zwodnicze i prorokują kłamstwa ci, którzy mawiają: ‘Wyrocznia Pana’. Pan ich nie posłał, a mimo to oczekują spełnienia słowa. Czy nie mieliście widzeń zwodniczych i nie opowiadaliście proroctw fałszywych, gdyście mówili: ‘Wyrocznia Pana’ – a Ja nie mówiłem?”; Biblia Tysiąclecia (wyd. 3 poprawione), Poznań-Warszawa 1980.

sobota, 22 stycznia 2011

„Wystarczy już eksperymentów ze swobodną twórczością podczas mszy, w kościele ma obowiązywać cisza i modlitwa”

Zobacz włoskie źródło

Artykuł Andrea Tornielli


Prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego, Cañizares, omawia zakres odnowy, której oczekuje Papież: „W liturgii należy przeznaczyć więcej miejsca na adorację oraz odpowiednią muzykę”. „Reforma Vaticanum II została wprowadzona zbyt pospiesznie”.



Liturgia katolicka przeżywa pewnego rodzaju kryzys i dlatego też Benedykt XVI chce ustanowić nowy ruch liturgiczny, który ma na celu wprowadzić więcej świętości i momentów ciszy w przebiegu mszy, jak również podkreślać wagę piękna śpiewu, muzyki oraz sztuki sakralnej. 65 letni Kardynał Antonio Cañizares Llovera, Prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów , który podczas pełnienia funkcji biskupa w Hiszpanii nazywany był „małym Ratzingerem”, jest osobą, której Papież powierzył powyższe zadanie. W niniejszym wywiadzie udzielnym gazecie Giornale, „minister” liturgii Benedykta XVI przedstawia i omawia przygotowywane programy oraz projekty.
Pełniąc funkcję kardynała, Joseph Ratzinger wyrażał dezaprobatę odnośnie zbytniego pospiechu we wprowadzaniu posoborowej reformy liturgicznej. Jaka jest Eminencji opinia w tej sprawie?
- Reforma liturgiczna została przeprowadzona w zbytnim pośpiechu. Spowodowane to było dobrymi intencjami oraz chęcią wprowadzenia w życie postanowień Vaticanum II, jednakże wszystkie działania prowadzone były zbyt pochopnie. Nie pozostawiono czasu i miejsca na ugruntowanie oraz duchowe zrozumienie przekazów Soboru, natomiast zmieniono gwałtownie sposób celebracji. Dobrze pamiętam rozpowszechnione wtedy nastroje powodujące potrzebę zmiany, stworzenia czegoś nowego. Tradycja pozostawiona nam w spadku postrzegana była jako przeszkoda. Reforma pojmowana była jako twór ludzki, wielu ludzi myślało, że Kościół jest dziełem naszych rąk, a nie Boga. Odnowa liturgii natomiast widziana była jako laboratorium badawcze, owoc wyobraźni i kreatywności - magiczne słowa tamtych czasów.
Pełniąc funkcję kardynała, Ratzinger przewidział „reformę reformy” liturgicznej, słowa, których dzisiaj nie można wymawiać nawet w Watykanie. Jednakże wydaje się oczywiste, że tego pragnie Benedykt XVI. Czy może nam Eminencja powiedzieć parę słów w tej sprawie?
- Nie wiem, czy można, czy też wypada mówić o „reformie reformy”. Sprawą, która wydaje się być absolutnie niezbędna i pilna, zgodnie z wolą Papieża, jest wprowadzenie w życie nowego, przejrzystego oraz wyrazistego ruchu liturgicznego w całym Kościele. Ponieważ, jak to wyjaśnia Benedykt XVI w pierwszym tomie swojego dzieła „Opera Omnia”, poprzez liturgię decyduje się o losie wiary oraz Kościoła. Chrystus obecny jest w Kościele poprzez sakramenty. Przedmiotem liturgii jest Bóg, a nie my. Liturgia nie jest działaniem człowieka, ale działaniem Boga.
Papież w większym stopniu wykorzystuje przykład, niż z góry narzucone decyzje. W jaki sposób odczytywać wprowadzane przez niego zmiany w celebracjach papieskich?
- Przede wszystkim nie należy żywić żadnych wątpliwości co do dobrej woli we wprowadzaniu posoborowej reformy liturgicznej, która wniosła wiele dobrodziejstw w życie Kościoła, jak chociażby bardziej świadome i aktywne uczestnictwo wiernych oraz rozległa obecność Pisma Świętego. Ale oprócz tych i innych dobrodziejstw nie brakło również cieni, które pojawiły się w latach następujących po Vaticnaum II. Liturgia, co jest udowodnionym faktem, została „okaleczona” przez arbitrażowe decyzje o zmianach, spowodowane sekularyzacją, która niestety objęła również Kościół. W konsekwencji, w wielu celebracjach, w centrum nie stawia się Boga, ale człowieka wraz z jego protagonizmem, działaniem twórczym, oraz główną rolą zawdzięczaną zgromadzeniu. Reforma soborowa została pojęta jako przerwanie, a nie jako harmonijny rozwój tradycji. Naszym obowiązkiem jest odnalezienie ducha liturgii i dlatego też znaczące są tu gesty wprowadzane do liturgii przez Papieża: kierunek odprawiania mszy, krzyż w centrum ołtarza, komunia przyjmowana na kolanach, śpiew gregoriański, miejsce na milczenie, piękno sztuki sakralnej. Równie koniecznym i pilnym jest wprowadzenie adoracji eucharystycznej – wobec prawdziwej obecności Pana nie można nie pozostawać w stanie adoracji”.
Kiedy jest mowa o odzyskaniu znaczenia świętości, zawsze znajdzie się osoba, która przedstawi cały proces jako prosty powrót do przeszłości, będący owocem nostalgii. Jakie jest Eminencji zdanie w tej sprawie?
- Utrata sensu świętości, Misterium, Boga jest najpoważniejszą stratą dla prawdziwego humanizmu. Ten, kto sądzi, że przywrócenie, odzyskanie i wzmocnienie ducha liturgii oraz autentyczności celebracji polega na zwykłym powrocie do przeszłości, ignoruje prawdziwą rzeczywistość. Umieszczenie liturgii w centrum życia Kościoła nie jest spowodowane nostalgią, ale wręcz odwrotnie, jest gwarancją kontynuowania marszu w przyszłość.
Jak Eminencja ocenia stan liturgii katolickiej w świecie?
 - Wobec ryzyka popadnięcia w rutynę, wobec istniejącego zamieszania, ubóstwa i banalności śpiewu oraz muzyki sakralnej, można powiedzieć, że mamy do czynienia z prawdziwym kryzysem. Dlatego też pilną sprawą jest wprowadzenie nowego ruchu liturgicznego. Benedykt XVI, podając przykład św. Franciszka z Asyżu, wyjątkowo oddanego Świętemu Sakramentowi, wyjaśnia, że prawdziwym reformatorem jest ten, kto jest wierny wierze: nie podejmuje arbitralnych decyzji i nie rości sobie prawa do jakiegokolwiek rozporządzania rytem. Nie jest właścicielem, ale strażnikiem skarbu ustanowionego przez Pana i nam przekazanego. Papież zwraca się więc do naszej Kongregacji z prośbą o dokonanie odnowy w duchu Vaticanum II, w harmonii z tradycyjną liturgią Kościoła, bez zapominania o prawie soborowym, które zaleca, aby zmiany wprowadzać wyłącznie w sytuacji, kiedy jest to podyktowane prawdziwą potrzebą Kościoła, oraz aby nowe formy harmonijnie wynikały z już istniejących.
Co zamierza Eminencja zrobić w tej sprawie, jako Kongregacja?
- Powinniśmy postrzegać odnowę liturgiczną poprzez hermeneutykę ciągłości reformy wskazanej przez Benedykta XVI w celu poprawnego odczytania Soboru. Należy zatem wznieść się ponad tendencję do ‘zamrażania’ aktualnego stanu reformy posoborowej w sposób, który nie przyznaje prawa do harmonijnego rozwoju liturgii Kościoła. Podejmujemy działania mające na celu dogłębne kształcenie kapłanów, kleryków, osób konsekrowanych oraz świeckich, co pozwoli na pojmowanie prawdziwego znaczenia liturgii w Kościele. Wymaga to odpowiedniego i szeroko zakrojonego nauczania, nadzorowania oraz wiernego trzymania się obrzędów oraz autentycznej edukacji, aby można było je w pełni przeżywać. Zadaniu temu będzie towarzyszyć sprawdzenie oraz uaktualnienie tekstów wprowadzających do różnego rodzaju ksiąg liturgicznych. Jesteśmy również świadomi faktu, że przyspieszenie tego ruchu nie będzie możliwe bez odnowy duszpasterstwa inicjacji chrześcijańskiej”.
Perspektywa, którą należy zastosować również wobec sztuki i muzyki…
- Nowy ruch liturgiczny będzie musiał przyczynić się do odkrycia piękna liturgii. Dlatego też stworzymy nowy dział w naszej Kongregacji, poświęcony „Sztuce i muzyce sakralnej”. Umożliwi nam to sprawne określenie kryteriów oraz kierunków w sztuce, śpiewie i muzyce sakralnej. Myślimy również o w miarę szybkim określeniu kryteriów i kierunków w modlitwie.
Z kościołów znikają klęczniki, msza pozostaje otwartym polem do wprowadzania kreatywnych rozwiązań, ucinane są najświętsze partie kanonu. W jaki sposób można odwrócić te tendencje?
- Nadzorowanie Kościoła jest fundamentalnym zadaniem i nie może być postrzegane jako czynność inkwizytorska lub represyjna, ale jako posługa. W każdym razie musimy wszystkich uświadomić odnośnie istnienia wymogów nie tylko w zakresie praw wiernych, ale również "prawa Boskiego".
Istnieje też ryzyko odwrotnego zagrożenia, polegającego na wierze, że świętość liturgii zależy od bogactwa paramentów: postawa będąca owocem estetyzmu, który wydaje się ignorować serce liturgii…
- Piękno jest fundamentalną rzeczą, ale również jest zupełnie czymś innym, niż pusty, formalny i sterylny estetyzm, w który w tych czasach popadamy. Istnieje ryzyko pojawienia się wiary, która piękno i świętość liturgii uzależnia od bogactwa lub antyczności parametrów. Powoduje to konieczność prowadzenia odpowiedniego nauczania oraz katechezy opartej na Katechizmie Kościoła katolickiego. Pozwoli to uniknąć również odwrotnego zagrożenia, czyli banalizowania, poprzez prowadzenie zdecydowanych i energicznych działań w przypadku odwoływania się do zwyczajów, które miały sens w przeszłości, a które aktualnie taki sens utraciły i nie są pomocne w żaden sposób w pojmowaniu autentyczności celebracji.
Czy może nam Eminencja podać parę konkretnych przykładów, co może zostać zmienione w liturgii?
- Zamiast myśleć o zmianach, powinniśmy zaangażować się w zainicjowanie i promowanie nowego ruchu liturgicznego poprzez stosowanie się do nauk Benedykta XVI oraz w odnowienie sensu świętości i Misterium, stawiając Boga w centrum wszystkiego. Musimy wzniecić bodziec do adoracji eucharystycznej, odnowienia i ulepszenia śpiewu liturgicznego, kultywowania milczenia, stworzenia miejsca na medytację. Dopiero później rozpoczną się zmiany… .
Tłumaczenie:
PAROLA VERDE
Agnieszka Matyszewska

czwartek, 20 stycznia 2011

Nasz redakcyjny Kolega, miłośnik historii Kościoła, również był uprzejmy ustosunkować się do felietonu ks. Jarosława


W numerze 50. dodatku płockiego „Gościa Niedzielnego” ks. Jarosław Tomaszewski porusza temat dyskusji ze środowiskiem płockich wiernych przywiązanych do mszy w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Z przykrością stwierdzam, że poruszone zagadnienia Autor felietonu traktuje pobieżnie, nie wspominając ani słowem o historii rozwoju rytu rzymskiego.
 Przede wszystkim ks. Tomaszewski chyba nie zauważył, że od 3 lat każdy kapłan ma prawo wyboru formy celebracji mszy czy to według Novus Ordo Missae Pawła VI z kolejnymi jego edycjami czy też według Mszału św. Piusa V według wydania z 1962 r. Sam fakt „liberalizacji” dostępu do mszału tradycyjnego uczyniony przez Ojca Świętego Benedykta XVI na mocy Motu proprio Summorum Pontificum jest odpowiedzią na liturgiczną rewolucję, która miała miejsce po Vaticanum II.[1]

Od czasu wprowadzenia Mszału Pawła VI tzw. msza trydencka była – co tu dużo mówić – prześladowana, na co jest wystarczająca liczba świadectw. Trzeba wspomnieć, że kolejne indulty na celebrację według rytu przedpoborowego z 1984 i 1988 r. uzależniały celebrację od zgody biskupów diecezjalnych i od ich wielkoduszności. Jaka to była wielkoduszność niech świadczy fakt, że prośby o zgodę na indult były przechowywane latami w kurialnych biurkach.
 Kardynał Ratzinger od samego początku reformy liturgicznej wypowiadał się negatywnie na jej temat. Pośród wielu przykładów na uwagę zasługuje Wprowadzenie jego autorstwa do francuskiego wydania książki prałata Klausa Gambera „Reforma liturgii rzymskiej. Problemy i tło”; ubolewał wówczas, że posoborowa reforma liturgiczna nie przebiegała zgodnie z oczekiwaniami ojców soborowych ani zwykłych świeckich. Pisał: „Na miejsce liturgii będącej owocem rozwoju liturgicznego przyszła liturgia sfabrykowana. Porzuciliśmy organiczny, żywy proces wzrostu i zastąpiliśmy ją – jak w procesie wytwórczym – banalnym, sfabrykowanym, stworzonym na poczekaniu produktem”.[2] A w swojej autobiografii „Moje życie” kardynał Ratzinger zwierza się: „Byłem zaniepokojony zakazem używania starego mszału, ponieważ nic takiego nie wydarzyło się w całej historii liturgii”.[3]

W dalszej części felietonu ks. Tomaszewski porusza kwestię orientacji ołtarza i związaną z nią celebracją versus populum.
Sposób obrócenia ołtarza, a co za tym idzie celebransa w stronę ludu został potępiony przez Piusa XII w encyklice Mediator Dei; przestrzega on przed archeologizmem liturgicznym, który ma polegać na powrocie do pierwotnych form liturgicznych.[4] Sam Sobór Watykański II w „Konstytucji o liturgii” słowem nie wspomina o celebrowaniu twarzą do ludu. Jedynie instrukcja Inter Oecumenici w paragrafie 91 nadmienia, iż „Pożądane jest wystawienie ołtarza wielkiego w takim oddaleniu od ściany, aby go łatwo można obejść i aby celebra mogła się odbywać twarzą do ludu; w świątyni zaś ołtarz powinien zająć takie miejsce, aby rzeczywiście stanowił ośrodek, na którym samorzutnie skupia się uwaga całego zgromadzenia wiernych”. Przeciętnego katolika musi dziwić, że opcjonalność po Vaticanum II przyjęto jako nakaz. 
Podsumowując powyższe zagadnienie w „Duchu Liturgii” kardynał Ratzinger powołuje się na słowa wybitnego badacza tematu, o. Bouyer’a: „Nigdzie w chrześcijańskiej starożytności nie mogła pojawić myśl, że przewodniczący uczcie powinien zajmować miejsce versus populum. Wspólnotowy charakter posiłku był podkreślony właśnie przez porządek przeciwny, czyli fakt, że wszyscy uczestnicy pozostawali po tej samej stronie stołu”.[5] Jak w takim układzie ma się do tego hasło posoborowych reformatorów w sprawie powrotu do form starożytnych?
Ks. Tomaszewski w końcówce swojego felietonu mówi o prawnych represjach w kulcie Eucharystii wprowadzonych przez kardynałów wskutek protestanckiej reformacji; stwierdza: „…uformowano surową, odległą od prostych ludzi formę Mszy, zwanej popularnie trydencką”. Czy forma nadzwyczajna rytu rzymskiego rzeczywiście jest tak odległa dla prostych ludzi? Wynika z tego, że forma zwyczajna ze swoją „szlachetną prostotą” jest bliższa ludziom. Dlaczego? Tego z felietonu się nie dowiemy.
 Łatwo krytykujemy stare, zapominając, że obecne „nowe” przeważnie stoi w niezgodzie z wytycznymi Ojców soborowych, którego pierwszy i sztandarowy dokument „Konstytucji o liturgii” obligatoryjnym czyni znajomość przez wiernych łacińskich odpowiedzi i stałych części mszy. Pomijam prawie całkowity zanik chorału gregoriańskiego („własny śpiewu liturgii rzymskiej!” KL 116), który po Watykańskim II został zastąpiony gitarami, bębnami, keyboardami i podobnymi instrumentami.
To nie kardynałowie wprowadzili prawne represje w kulcie Eucharystii na Soborze Trydenckim. Ojcowie rozpoczęli prace nad reformą mszału, ale jego dokończenie powierzyli papieżowi. Mszał został ogłoszony bullą św. Piusa V Quo Primum Tempore z dnia 14 lipca 1570 r.
 Odwołam się w tym względzie jeszcze raz do kard. Josepha Ratzingera: „Mszał Piusa V, jako stworzony przez niego, w rzeczywistości nie istnieje. Istnieje jedynie przeróbka nakazana przez Piusa V jako jedna z faz długiego procesu historycznego rozwoju. Nowość po Soborze w Trydencie była innej natury. Wtargnięcie reformacji odbiło się przede wszystkim na sposobach ‘reform’ liturgicznych. Na początku nie istniał jeden Kościół katolicki i jeden Kościół protestancki obok siebie. Podział Kościoła zachodził niemal niedostrzegalnie i znalazł swoje najbardziej wyraziste i z historycznego punktu widzenia wpływowe odbicie w zmianach liturgii, która lokalnie wyglądała różnorako, tak że bardzo trudne było często wyznaczenie granicy między liturgią katolicką, a już nie katolicką. W sytuacji tego zamieszania, z braku zwięzłego liturgicznego ustawodawstwa i istnienia liturgicznego pluralizmu odziedziczonego po średniowieczu, papież zdecydował, że Missale Romanum, czyli mszał miasta Rzymu, jako z pewnością katolicki, będzie obowiązywał wszędzie tam, gdzie istniejące formy liturgiczne nie mogły się wykazać przynajmniej dwustuletnią tradycją”.[6]

Podobnie jak ks. Tomaszewski czekam, kiedy duchowieństwo diecezji płockiej pójdzie w ślady Benedykta XVI i ustawi w centrum ołtarza krzyż zamiast mikrofonu.
Książka „Duch Liturgii” jest dobrze znana osobom zatroskanym o liturgię. Ze swojej strony Księdzu Jarosławowi polecam cytowaną w moim ad vocem „Historię mszy. Przewodnik po liturgii rzymskiej” Pawła Milcarka, jako kompendium wiedzy o mszy, jej kształtowaniu, reformach, w tym tych najbardziej bolesnych, zaprowadzonych po Drugim Soborze Watykańskim.

Wojciech Pilewski



[1] Głosy np. episkopatów Francji i Niemiec, jakoby swoboda celebracji mszy „trydenckich” mogła zapoczątkować schizmę w Kościele, nie wystawiają dobrego świadectwa w kwestii posłuszeństwa woli Ojca Świętego.
[2] J. Ratzinger, (Préface): L'intrepidite d'un vrai temoin, w: K. Gamber, La réforme liturgique en question, Editions Sainte-Madeleine, Le Barroux 1992, p. 7 n.
[3] J. Ratzinger, Moje życie. Wspomnienia z lata 1927-1977, tłum. W. Wiśniowski, Częstochowa 1998, s. 133; por. P. Milcarek, Historia mszy. Przewodnik po liturgii rzymskiej, Warszawa 2009, s. 378.
[4] „(…) nie jest rzeczą ani mądrą, ani godną pochwały wszystko i w każdy sposób cofać do starożytności. I tak, aby użyć przykładu, błądzi kto chce ołtarzom przywrócić pierwotny kształt stołu (…). Taki sposób myślenia i postępowania aż nadto przypomina ów zbytni i niezdrowy entuzjazm dla starożytności, wzbudzony przez nielegalny synod w Pistoi (…); Pius XII, Mediator Dei, r. V: „Postępu liturgii nie można uzależniać od prywatnej samowoli. Także starożytność nie stanowi jedynej normy”, w: AAS, XXXIX (1947) 521-596; wyd. polskie m.in.: „Wiadomości Diecezjalne” 28 (1960), s. 145-207.
[5] Por. J. Ratzinger, Duch Liturgii, tłum. E. Pieciul, Poznań 2002, s. 74; por. także: P. Milcarek, Historia mszy…, dz. cyt., s. 33; L. Bouyer, Architektura i liturgia, tłum. P. Wołdyga, Kraków 2008, s. 74-75 n. Tytuł oryginału: Architecture et liturgie, Les Éditions du Cerf, Paris 1991.
[6] Cyt. za: P. Milcarek, Historia mszy..., dz. cyt., s. 78-79.

środa, 19 stycznia 2011

"Duch liturgii" ciągle na czasie


[z redakcyjnego archiwum...]
Albumowe wydanie znanej publikacji kard. Ratzingera osadzone w scenerii Mszy (która znowu "po staremu się odprawia") sprawowanej w malowniczym klasztorze ojców benedyktynów, w związku z nieustającą dyskusją wokół kondycji współczesnej liturgii nie traci nic ze swej aktualności. 

Kardynał Joseph Ratzinger, Duch liturgii –  album, P. Milcarek i F. Łajszczak (Red.), wyd. Klub Książki Katolickiej, wym. 255x205 mm, ss. 248, Dębogóra 2008.
Epokowe dzieła zasługują na szczególną uwagę, zwłaszcza wówczas, gdy ich autor zostaje powołany przez Pana do piastowania w Kościele najwyższego urzędu – Namiestnika Chrystusowego na ziemi i następcy św. Piotra. Przyczynę wznowienia „Ducha liturgii” wydawcy wyjaśniają następująco:
„Kto chce zrozumieć myśl obecnego papieża Benedykta XVI, powinien poznać jego refleksje i troski dotyczące liturgii. Do kwestii godnego celebrowania ‘dzieła Bożego’ podchodzi On bowiem z zaangażowaniem właściwym zarówno dla nauczania Soboru Watykańskiego II (który nazwał liturgię ‘źródłem i szczytem’ życia Kościoła), jak i dla szczególnie bliskiego Ojcu Świętemu ducha benedyktyńskiego (zgodnie z którym niczego nie należy stawiać ponad kult Boży). Jest to również sprawa, którą od lat traktuje jako jeden z najbardziej nabrzmiałych problemów. ‘Jestem przekonany – pisał przed laty w swych wspomnieniach – że kryzys Kościoła, jaki obecnie przeżywamy, zależy w dużej mierze od rozkładu liturgii’… Dlatego potrzebujemy nowego ruchu odnowy liturgicznej, który przywróci do życia prawdziwe dziedzictwo Soboru Watykańskiego II”.[1]
 Nie sposób w kilku słowach streścić bogatej w treści książki byłego Prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Nie zamierzamy tego czynić z prostego powodu, że publikacja Kard. J. Ratzingera w ostatnich latach doczekała się wielu recenzji i podejmowanych na jej temat dyskusji. Stąd jedynie kilka uwag natury ogólnej i tych wyróżniających wznowioną publikację, wydaną w formie albumu w pięknym dla naszej diecezji czasie – wprost na zakończenie „Roku błogosławionego abpa A. J. Nowowiejskiego”.
Genialnie proste było założenie, przyjęte przez wydawcę: pozwolić, aby ten sam logos, który przemawia przez słowa książki, przemówił w niej obrazami liturgii. Potem doszedł pomysł Filipa Łajszczaka, współredaktora: niech to będzie liturgia benedyktynów z Fontgombault, miejsca wybranego przez Autora na dyskusję o jego książce w 2001 roku. Opat udzielił zgodę na zdjęcia – a mnisi pokornie znieśli to zupełnie wyjątkowe wkroczenie z aparatem do serca służby Bożej.[2] Wkroczył Paweł Kula, a więc ktoś z doskonałym wyczuciem tematu i ducha miejsca, no i genialny fotografik. Potem przyszło przymierzanie tekstu i obrazu – kamyczek do kamyczka w mozaice... I koniec końców – jest gotowa książka.[3]
Opactwo Matki Bożej w Fontgombault[4] należące do Kongregacji Solesmes w sposób szczególny przeniknięte jest duchem liturgii. By poznać historię tego tajemniczego miejsca musimy się cofnąć do roku 1948. Wówczas bowiem przybywa tu grupa mnichów z Solesmes. Benedyktyni wznoszą świątynię w stylu romańskim. Szybki rozwój nowej wspólnoty owocuje kilka lat później utworzeniem tam opactwa. Gdy nadszedł rok 1975 mnisi w duchu posłuszeństwa, choć niechętnie, przyjmują liturgię Mszy świętej według Mszału Pawła VI. Kiedy w 1984 roku pojawiła się częściowa możliwość powrotu do liturgii tradycyjnej mnisi uczynili to bez wahania. Cztery lata później, gdy Jan Paweł II ogłosił motu proprio Ecclesia Dei, w opactwie odprawia się do dziś jedynie Mszę świętą w formie nadzwyczajnej rytu rzymskiego. Do dziś również pielęgnuje się tam regułę świętego Benedykta, założyciela zakonu, jak i duchowość Sługi Bożego o. Prospera Guérangera, co wyraża się m.in. odmawianiem tradycyjnego oficjum brewiarzowego. Opactwo w Fontgombault wyróżnia się przez to od innych członków Kongregacji Solesmes, jak i całej konfederacji benedyktyńskiej.
Rozpoczynając temat liturgii w Sacrosanctum Concilium (4 XII 1963), wyciągnięto na światło dzienne bez wątpienia prymat Boga, priorytet tematu Bóg. Przede wszystkim właśnie Bóg: tak właśnie mówi nam początek Konstytucji o Liturgii. Kiedy spojrzenie na Boga nie jest na pierwszym miejscu, wszystkie inne rzeczy tracą swoją orientację. Słowa reguły benedyktyńskiej Ergo nihil Operi Dei praeponaturNiech nic się nie przedkłada ponad Dzieło Boże (43, 3) – powtarza za Świętym, którego imię obrał, obecny Papież.[5]
„Przywrócić do życia dziedzictwo Vaticanum II” – oto hasło, które na pierwszy rzut oka nie wydaje się tak śmiałe, jak w rzeczywistości jest. Gdy bowiem wielu martwi się o to, by obmyślać wciąż nowe formy i szukać uderzających trików – Benedykt XVI zwraca od lat uwagę na to, że w praktyce reformowana liturgia bardzo oddaliła się od tego, co było rzeczywistym życzeniem ostatniego Soboru, zapisanym w jego dokumentach. Dlatego właśnie Papież zabiega o odnalezienie ciągłości między reformą liturgiczną i wielką tradycją liturgii, otwierając też szeroko możliwość korzystania z liturgii „trydenckiej”, sprzed reformy. Rozważania zawarte w książce „Duch liturgii” łączą głębię analizy teologicznej z bezpośredniością praktycznych rad, możliwych do zastosowania w każdej parafii. Rezygnacja z manipulowania rytem, nawyk odmawiania starożytnego Kanonu Rzymskiego, ponowne odkrycie wspólnej orientacji celebransa i wiernych (czyli celebracji versus Dominum, zwróconej ku krzyżowi), odkrycie modlitewnej ciszy, przywrócenie w niektórych częściach Mszy języka sakralnego, odtworzenie podstawowego repertuaru śpiewów gregoriańskich – to przecież te przykładowe środki przywracania sacrum, po które nie trzeba jeździć na drugi koniec świata, lecz można je mieć w swoim kościele.
„Liturgia musi zachować swą wielką ciągłość, swą ostateczną nienaruszalność, dzięki której rzeczywiście spotykam w niej tysiąclecia, a poprzez nie samą wieczność – wtedy wciągam się we wspólnotową uroczystość, która jest czymś innym niż program wymyślony przez jakąś komisję czy komitet organizacyjny”.[6] Oto jedno z największych wyzwań, przed którym stanął autor tych słów, odkąd stał się Biskupem Rzymu i Następcą świętego Piotra. Dobrze, byśmy razem z nim poczuli wagę tego zagadnienia, bo to wspólne dobro Kościoła, stawka naszego życia chrześcijańskiego. Właśnie temu lepszemu zrozumieniu intencji Papieża ma służyć obecne nowe wydanie „Ducha liturgii” – tym razem wyposażone w bogatą, zgoła albumową szatę graficzną. W swojej książce Benedykt XVI zauważa, że w liturgii bardziej niż „rubryki” (przepisy regulujące przebieg obrzędów) liczą się „nigryki” (czyli same teksty liturgiczne) – ale równocześnie wielokrotnie wraca zarówno do „obrazowości” kultu, jak i do jego wkorzeniania się w życie chrześcijańskich społeczności, wędrujących w swej doczesności na spotkanie Pana. Wydawcy liturgicznej książki Ojca Świętego pragnęli więc, aby obok tego, co „czarno na białym” podaje autor w druku, przemówiły też uchwycone w kadrze obrazy „dzieła Bożego”, której poświęcona jest książka. Są to zdjęcia zrobione w różnych latach w benedyktyńskim Opactwie Matki Bożej w Fontgombault. Świadczą one o „duchu liturgii” wcielonym w codziennym życiu licznej wspólnoty mnichów, prowadzących swe życie według Reguły Świętego Benedykta. Powiązanie tego miejsca z tekstem Ojca Świętego nie jest wyłącznie pomysłem wydawcy, ale ma uzasadnienie w dziejach „Ducha liturgii”, przypomnijmy jeszcze raz: to właśnie klasztor Fontgombault wybrał kard. Joseph Ratzinger w roku 2001 na miejsce sympozjum podsumowującego dyskusje wywołane jego książką. Tutaj celebrował uroczystą Mszę „trydencką” i tutaj mówił o teologii Ofiary. Jak sam podkreślił, miejsce to szczególnie szczęśliwie łączy radykalizm życia chrześcijańskiego, wierność tradycji i realizm – a wszystko to wewnątrz atmosfery benedyktyńskiego pokoju. Autor „Ducha liturgii”dziękował Opatowi Fontgombault właśnie za „ducha tego klasztoru”, który tchnie „pokojem Kościoła, pokojem naszego Pana”.7]
Albumowe wydanie „Ducha liturgii” przemawia do czytelnika wraz z obrazami dzieła Bożego[8]sprawowanego w codzienności – powszedniej i świątecznej – klasztoru, w którym liturgia dawnych wieków przynosi nowość łask, a wewnątrz bogactwa obrzędów realizuje się prostota pokornego mniszego życia, polegającego na „szukaniu Boga”. Klub Książki Katolickiej oddaje nowe wydanie „Ducha liturgii” do rąk polskich czytelników – duchownych i świeckich – z nadzieją, że rzeczywiście odpowie ono na katolickie pragnienie sentire cum Papa, prawdziwej solidarności z Ojcem Świętym.

A. Matyszewski


[1] J. Ratzinger, Moje życie, W. Wiśniewski (tłum.), Częstochowa 1998, s. 133; por. także: Od Wydawcy, w: tenże, Duch liturgii…, s. 6
[2] Redaktorzy albumu składają gorące podziękowanie Dom Antoine’owi Forgeot wraz z jego wspólnotą mniszą za zgodę na wykonanie zdjęć w samym miejscu odbywającej się liturgii oraz na upublicznienie obrazów z ich życia, i to tych najbliższych samemu sercu klasztoru. Dziękują tym bardziej, że jak dotąd nigdy jeszcze w tym opactwie nie udzielano zgody na fotografowanie liturgii z tak bliska – a ilustracje do książki Papieża są wyjątkiem od tej reguły, stojącej na straży intymności wspólnoty kontemplacyjnej; por. tamże, s. 8.
[4] Miejscowość gminna położona w regionie Centre, w departamencie Indre (Francja).
[5] Por. J. Ratzinger, Wstęp, w: Theologie der Liturgie. Die sakramentale Begründung christlicher Existenz, wyd. Verlag Herder 2008. „Liturgia Kościoła, pisze dalej Benedykt XVI, była dla mnie od samego dzieciństwa punktem centralnym mojego życia i stała się, pod wpływem szkoły teologicznej mistrzów takich jak Schmaus, Söhngen, Pascher i Guardini także punktem centralnym mojej pracy teologicznej. Jako kwestię szczegółową wybrałem teologię fundamentalną, ponieważ chciałem przede wszystkim zejść aż do dna pytania: dlaczego wierzymy? Ale w tym pytaniu zawierało się od początku inne dotyczące słusznej odpowiedzi, jaką powinno się dać Bogu, a co za tym idzie, także pytanie dotyczące kultu Bożego. Właśnie z tej perspektywy powinny być rozumiane moje prace o liturgii. Nie interesowały mnie problemy szczegółowe nauki liturgicznej, ale zawsze problem zakotwiczenia liturgii w fundamentalnym akcie naszej wiary i, co za tym idzie, miejsce liturgii w całej naszej ludzkiej egzystencji”; tamże.
[6] Tenże, Sól ziemi: chrześcijaństwo i Kościół katolicki na przełomie tysiącleci, G. Sowiński (tłum.), Kraków 2005, s. 151.
[7] Pewien pielgrzym do Fontgombault wyrażając się o rzeczywistości, jaką zastał wśród benedyktynów, zapisał następujące słowa: „Piękno liturgii rozpala miłość, monotonia życia ćwiczy wiarę, a cierpliwość i znoszenie trudności oczyszcza nadzieję. Prawda, dobro i piękno – sedno cywilizacji. Wiara, nadzieja i miłość – serce chrześcijaństwa”; http://pkaznowski.blogspot.com/2007/11/u-rda-gombolta.html
[8] Ktoś powiedział: to jest wydanie dla tych, którym nie chce się czytać, a wolą oglądać. Jedno nie wyklucza drugiego – ale to fakt, nowe wydanie „Ducha liturgii” jest „ikoniczne”. Można teraz rzec: Przyjdźcie i zobaczcie, venite et videte. Videte et gustate.