poniedziałek, 14 lutego 2011

Potyczek liturgicznych na łamach "Gościa Niedzielnego" ciąg dalszy


"Długośmy na ten dzień czekali, z nadzieją niecierpliwą w duszy" - śpiewał Jacek Kaczmarski. Czekaliśmy i my. Po długiej i męczącej batalii o umieszczenie dwóch naszych tekstów w obronie Ojca Świętego, Tradycji i liturgii na łamach płockiego dodatku do GN...udało się! A żołnierze Chrystusa i jego Kościół nie przestaje być Kościołem cierpiącym, walczącym i triumfującym...


Więcej zrozumienia dla liturgii 
i Ojca Świętego!
(wersja pierwotna)
       Doczekaliśmy trudnych czasów, w których to, co do niedawna uchodziło za wielkie i święte ni stąd ni zowąd odbierane jest jako mdłe i niewystarczające, czasów, w których dawną liturgię na czele z Mszą świętą, krzepiącą przez stulecia całe rzesze Świętych Pańskich ery nowożytnej, na łamach poczytnych czasopism uznaje się za nazbyt odległą od prostego człowieka, nie potrafiącą sprostać potrzebom i oczekiwaniom współczesnego świata. Pół biedy, gdyby w tych pisemnych poczynaniach odwoływano się do prawdy i słów rzeczywiście wypowiedzianych przez kard. Ratzingera, obecnego Ojca Świętego, niestrudzenie uświadamiającego wierzącym wagę sprawowanej godnie liturgii i pragnącego, aby dla niej na nowo się narodzili.
Nie wolno podcinać gałęzi Tradycji, z której wyrosło chrześcijaństwo. Nie mówi się źle o własnych korzeniach, podobnie nie należy dyskredytować form liturgicznych, które budowały religijność i pobożność minionych pokoleń. Miarą tożsamości katolickiej jest szacunek do przechowywanych przez wieki bogactw, które wzrastały w wierze i modlitwie Kościoła.
Naród, który nie dba o swoją przeszłość, nie zasługuje na przyszłość”. Słowa przypomniane niedawno przez ks. bpa Piotra Liberę w odniesieniu do dóbr materialnych – w kontekście troski Kościoła i Jego Widzialnej Głowy o skarby duchowe, nieprzemijające, wypływające z liturgii – nabierają szczególnego znaczenia.
Niepokojąco brzmią próby podziału katolików na tradycjonalistów i tych pozostałych, wiernych „duchowi soboru”. Intencją Ojca Świętego przywracającego do łask Mszę sprawowaną według Mszału bł. Jana XXIII z 1962 r. jest dążenie do pojednania wewnątrz Kościoła a nie tworzenie kolejnego rozbioru w Jego łonie. Wyjścia naprzeciw temu pragnieniu w duchu miłości i z duszpasterską roztropnością Namiestnik Chrystusowy oczekuje od wszystkich biskupów i kapłanów; rozwiewa przy tym nieuzasadniony lęk, jakoby powrót do dawnych form modlitewnych mógł naruszyć autorytet II Soboru Watykańskiego, który, skądinąd, nie domagał się usunięcia z liturgii śpiewu gregoriańskiego czy łaciny – gwarantującej jedność i powszechność Kościoła oraz "będącej skutecznym lekarstwem przeciw jakimkolwiek skażeniom autentycznej nauki" (Pius XII, Mediator Dei).
Msza święta skodyfikowana wieki temu przez św. Piusa V potrafi przekazywać poczucie odmienności i powagi tego, co jest czynione w obrzędach. Ma ona tę moc oczarowywania, trudną do zanalizowania, która przyciąga ludzi właśnie dlatego, że nie jest czymś banalnym, jak większość naszej egzystencji. W niej mamy natchnienie dla niezliczonej rzeszy artystów: architektów, malarzy, muzyków, kompozytorów, poetów; mamy – mówiąc wprost – wyraz wiary, która stworzyła całą zachodnią cywilizację i kulturę.

Adam Matyszewski 



Łatwo krytykujemy stare...
(pierwotna wersja tekstu-oba teksty redakcja GN znacznie "wygładziła")

W numerze 50 „Gościa Płockiego” ks. Jarosław Tomaszewski porusza temat dyskusji ze środowiskiem płockich wiernych przywiązanych do tzw. mszy trydenckiej. Znam osoby obecne na opisywanym spotkaniu w kościele na Podolszycach i nie potrafię uwierzyć, żeby mogły wypowiadać tezy, które są niezgodne z ich „liturgicznym światopoglądem”.
Od lat czynnie uczestniczę w mszy łacińskiej, obecnie sprawowanej w płockiej „Stanisławówce”. Tym większe moje zdumienie tonem felietonu. Jego autor prezentuje nikłą wiedzę na temat liturgii i myśli J. Ratzingera, traktując problem dawnych obrzędów w sposób pobieżny, wybiórczy i nieprofesjonalny. Nie wiem, co bardziej zasmuca mnie w retoryce ks. Tomaszewskiego: chęć dokopania „płockim tradycjonalistom” czy manipulacja tekstami byłego prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Oba tematy, jak i sposób ich prezentacji zasługuje na dezaprobatę.
Obecny Papież wielokrotnie ubolewał nad sposobem przeprowadzania reformy liturgicznej, która jego zdaniem nie przebiegała zgodnie z oczekiwaniami ojców Soboru ani zwykłych wiernych. Owocem 40-letnich zaniedbań w liturgii, która powinna kształtować zdrową wiarę i pobożność, jest m.in. zeświecczenie księży „na korzyść” klerykalizacji świeckich, którzy niedługo będą mogli robić przy ołtarzu wszystko. Z jakich powodów mszę naszych przodków przeżywającą obecnie swój renesans za sprawą Ojca Świętego dyskredytuje młody kapłan z Podolszyc? Nie mam pojęcia.
Łatwo krytykujemy stare, zapominając, że obecne „nowe” przeważnie stoi w niezgodzie z wytycznymi Soboru, którego sztandarowy dokument („Konstytucja o liturgii”) obligatoryjnym czyni m.in. znajomość przez wiernych łacińskich odpowiedzi i stałych części mszy. Pomijam prawie całkowity zanik chorału gregoriańskiego („własny śpiewu liturgii rzymskiej!” KL 116), który zastąpiono gitarami, bębnami i keyboardami.   
Podobnie jak ks. Tomaszewski czekam, kiedy duchowieństwo diecezji płockiej pójdzie w ślady Benedykta XVI i ustawi w centrum ołtarza krzyż zamiast mikrofonu.
 
                                                          Wojciech Pilewski