poniedziałek, 9 lipca 2012

Skarby, które nigdy się nie starzeją...


"Kościół nie jest Kościołem dnia wczorajszego, który musiałby w nieustannej zmianie ciągle szukać czegoś nowego i to nowe oferować - Kościół posiada skarby, które nigdy się nie starzeją. Dlatego ceni sobie Tradycję. Ludzie, zachowujący się jak owady - 'jednodniówki' często nie umieją uszanować tego, co stare - Kościół może poczekać. Nadejdą inne pokolenia, które podziękują mu za jego konserwatyzm".
                                                                                                              (Odo Casel OSB)

czwartek, 28 czerwca 2012

Papieskie zastrzeżenia do posoborowej liturgii – wywiad z ks. Nicolą Buxem

W ostatnich tygodniach za sprawą Benedykta XVI ponownie odżyła dyskusja nad przebiegiem posoborowej reformy liturgicznej. W homilii na Boże Ciało Papież potępił posoborową rezygnację z kultu eucharystycznego w postaci adoracji, a także napiętnował zeświecczanie Mszy św. w imię wiary bez kultu i obrzędów. Natomiast w ubiegłą niedzielę w przesłaniu na Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny Benedykt XVI, stwierdził, że posoborowa rewizja form liturgicznych często ograniczała się do zmian wyłącznie zewnętrznych.



O komentarz do papieskich słów poprosiliśmy ks. Nicolę Buxa, konsultora dwóch watykańskich kongregacji: Nauki Wiary oraz Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Ks. N. Bux: W liturgii stracono wymiar wertykalny, podobnie zresztą, jak w etyce czy życiu społecznym. A zatem liturgia przestała być rozumiana jako prawo Boga do bycia czczonym tak, jak On sam to ustalił. I stała się naszą uzurpacją do swobodnego tworzenia kultu i sprawowania go według naszych zwyczajów. Jak mówił prorok Izajasz: zamieniliście mój kult na własny, sklecony z waszych zwyczajów. Liturgia stała się – jak pisał Papież, kiedy był jeszcze teologiem-kardynałem – swoistą formą rozrywki, spędzania wolnego czasu. Tu, jak sądzę, leży problem. Myślę, że dziś trzeba przywrócić zasadę, że liturgia nie jest dobrem, którym możemy swobodnie dysponować, gdzie możemy robić to, co się nam podoba, dodawać, co chcemy, i usuwać, co nam nie pasuje. Nie, liturgia jest publicznym aktem Kościoła, jak o tym pisze sam Sobór Watykański II w Konstytucji o liturgii, i dlatego jest regulowana przez Stolicę Apostolską, co przypomina Sobór w słynnym paragrafie 22 konstytucji: „Nikomu innemu, choćby nawet był kapłanem, nie wolno na własną rękę niczego dodawać, ujmować ani zmieniać w liturgii”. Jednakże stało się inaczej, stało się właśnie to, czego Sobór nie chciał.

A zatem odnowę liturgiczną, której chcieli Ojcowie soborowi, trzeba jeszcze przeprowadzić?

Ks. N. Bux: Oczywiście. Należy kontynuować odnowę. Bo przecież liturgia, podobnie jak Kościół, jest, jak to się mówi po łacinie, semper reformanda – zawsze potrzebuje reformy. Ale uwaga: reformy, nie rewolucji. Tymczasem wielu pojęło reformę jako rewolucję. Czyli wszystko wywracamy do góry nogami, w centrum liturgii stawiamy człowieka zamiast Boga, człowieka ze swymi uzurpacjami, pragnieniami, a także z jego – trzeba to powiedzieć – nieodpartą wolą dominacji, zapominając przy tym, że główną postacią w liturgii jest kto inny: nasz Pan, Bóg. Czcij Pana Boga twego, nie będziesz miał innego Boga poza mną – to jest pierwsze przykazanie. Papież powiedział to kiedyś bardzo mocno, że kryzys Kościoła w przeważającej mierze jest konsekwencją upadku liturgii. Jeśli bowiem sami tworzymy sobie Boga na własny obraz, wszystkie przykazania muszą legnąć w gruzach.

Czy mógłby nam ksiądz profesor podać jakiś konkretny przykład, w czym sprzeniewierzono się woli ojców soborowych?

Ks. N. Bux: Podam jeden przykład: adorację. Liturgia ze swej natury jest aktem kultu, a nie formą spędzania wolnego czasu przez jakąś grupę ludzi. Dziś we Włoszech kapłani mawiają na zakończenie Mszy: życzę miłego dnia, dobranoc... Tymczasem liturgia jako akt Kościoła powszechnego, a nie jakieś grupy, nie może się stać miłym rodzinnym spotkaniem. I tu leży problem. Natomiast adoracja oznacza, że ludzie przychodzą do kościoła, by uznać swego Pana i oddać Mu cześć. Jest to rzecz podstawowej wagi. Jeśli tego brakuje, może się zdarzyć wszystko. Na przykład fakt, że tabernakulum, na co żali się wielu świeckich, chowa się do kąta, że nie można go w ogóle znaleźć, a w miejscu centralnym stawia się tron dla kapłana. Na to Sobór nigdy nie pozwolił. Doszło do tego na zasadzie stopniowych ustępstw: najpierw usunęliśmy z centralnego miejsca Pana Boga w Najświętszym Sakramencie, a Jego miejsce zajęliśmy my, duchowni. I to w okresie, gdy my, kapłani, nie mamy się czym chwalić. Będzie lepiej, jeśli pozostaniemy z boku, jak słudzy. Szafarz sakramentu jest przecież tym, kto służy, a nie panuje.

Jest ksiądz współautorem, obok kard. Waltera Brandmüllera i abp. Agostino Marchetto, głośnej książki „Klucze Benedykta XVI w interpretacji Soboru Watykańskiego II”. Czy niedawne przesłanie Papieża na Kongres Eucharystyczny daje nam również klucz do zrozumienia Soboru?

Ks. N. Bux: Bez wątpienia. Bo klucze interpretacji, które wskazuje nam Papież, są bardzo jasne. Po pierwsze: postrzeganie Soboru w kontekście historycznym, w jedności z całą dwutysiącletnią Tradycją Kościoła, czyli słynne przemówienie Papieża o hermeneutyce z 2005 r. Drugi klucz dał nam Benedykt XVI w ubiegłym roku, ogłaszając Rok Wiary. Tym kluczem jest wiara. Vaticanum II nie da się zrozumieć bez wiary. Bo było to zgromadzenie Kościoła. Było oczywiście naznaczone ludzkimi słabościami i ograniczeniami. Ale nie można go zrozumieć bez wiary. Podobnie, jak liturgii nie da się zrozumieć bez adoracji. Adoracja nie jest bowiem jakimś dodatkiem do liturgii. Dlatego mam nadzieję, że już niebawem Benedykt XVI napisze encyklikę o liturgii, aby również kardynałowie, biskupi i kapłani byli w tym zgodni z Papieżem. Bo muszą oni tworzyć z Papieżem jedną drużynę, muszą dostosować się do tego, w jaki sposób on chce, by była sprawowana liturgia. Ja na przykład słyszałem, jak jeden z kardynałów odradzał kapłanom, by nie wprowadzali w życie motu proprio Benedykta XVI Summorum Pontificum. Czegoś takiego być nie może. Kardynałowie i biskupi muszą zrozumieć, że ich posługa jest ważna tylko wtedy, gdy jest spełniania w jedności z Biskupem Rzymu. Nie mówiąc już o zgorszeniu, jakie powodują wśród wiernych.

Rozm. F. Colagrande, 
Źródła: rv; kb/rv

czwartek, 22 marca 2012

Co zaśpiewać na zakończenie Mszy Świętej?

Śpiewy na zakończenie Mszy Świętej  

Do istoty zgromadzenia liturgicznego należy jego początek i zakończenie, jego związywanie się i rozwiązywanie. Wierni, zebrani na Eucharystii, zawsze byli witani, pozdrawiani i żegnani.
Na pożegnanie składało się błogosławieństwo, wyrażane w różnych formach oraz rozesłanie. FormułaIte, missa est znana jest w liturgii chrześcijańskiej już od IV wieku. Ogłaszanie zakończenia zebrania miało zawsze charakter uroczysty. Nic więc dziwnego, że najpóźniej w IX stuleciu Ite, missa est było śpiewane. Melodie tego rozesłania często czerpano z Kyrie eleison wykonywanego w obrzędach wstępnych. Z czasemIte, missa est zaczęto ozdabiać wymyślnymi melodiami a nawet tropować.
Tradycja liturgiczna przekazała jeszcze inne formy zakończenia, np. pokropienie wodą święconą, wystawienie Najświętszego Sakramentu, rozdawanie wiernym pobłogosławionych chlebów, zwłaszcza tym, którzy nie przystąpili do Komunii Świętej, zaś powrotowi celebransa do zakrystii towarzyszyły psalmy, kantyki i modlitwy. Często wykonywano kantyk Benedicite.
Teologia liturgii tłumaczy znaczenie obrzędów końcowych. Błogosławieństwo wypraszane jest od Boga, który jest źródłem siły i źródłem życia. Jego realizacja zakłada wspólnotę z Bogiem. Błogosławieństwo szczególnie odnosi się do Chrystusa, w którym chrześcijanin otrzymuje pełnię łaski. Kościół błogosławi zgromadzony lud w imię Zmartwychwstałego Kyriosa, w mocy Ducha Świętego. Wzbogaceni w ten sposób wierni, powracając do domów obdarzają błogosławieństwem innych, nieobecnych na Mszy, wyśpiewując wcześniej hymny na cześć Pana, którego spotkali w Komunii Świętej, w Słowie Bożym i w drugim człowieku.
Zarówno tradycja jak i prawodawstwo liturgiczne przekazują skąpe informacje na temat śpiewów towarzyszących rozesłaniu ludu, będących w naszej tradycji zazwyczaj ostatnim akordem celebracji eucharystycznych. Dodatkowo wśród liturgistów i muzyków kościelnych nie milknie dyskusja na temat znaczenia i umiejscowienia śpiewów na zakończenie Mszy. Spór dotyczy wątpliwości, czy po błogosławieństwie kapłana i rozesłaniu ludu mamy jeszcze do czynienia z liturgią, czy też nie. Zapewne każdy ze znawców tematu będzie przekazicielem słusznych racji, jednak nie one są najważniejsze. Bez względu na to czy liturgia trwa, czy też przed chwilą zakończyła się, miejsce święte (świątynia), w którym wierni gromadzą się na wspólnej modlitwie, w sposób naturalny domaga się jego uszanowania, zgodnie z wielowiekowym zamysłem Kościoła. Jednym słowem w doborze śpiewów sakralnych należy kierować się normami ogólnymi związanymi z wykonywaniem takiej, a nie innej muzyki w liturgii.
 Trzecie wydanie Ogólnego Wprowadzenia do Mszału Rzymskiego (OWMR, 2002 r.) milczy na temat śpiewów kończących Mszę Świętą. Znajdujemy w nim jedynie wskazania dotyczące doboru właściwych melodii towarzyszących tak odpowiedziom ludu, jak i poszczególnym obrzędom sprawowanym w trakcie roku liturgicznego, których akceptacja należy, zgodnie z OWMR do Konferencji Episkopatu (393). Do jej kompetencji należy też ustalenie właściwych tekstów śpiewów na wejście, przygotowanie darów i Komunię (390), a także ocena przydatności liturgicznej poszczególnych form muzycznych, melodii i instrumentów (393). Pośród „Obrzędów zakończenia” OWMR nie wymienia pieśni na zakończenie, wskazuje jedynie na: a) krótkie ogłoszenia, jeśli są konieczne; b) kapłańskie pozdrowienie i błogosławieństwo; c) odesłanie ludu przez diakona lub kapłana, aby każdy wrócił do swoich dobrych czynów, wielbiąc i błogosławiąc Boga; d) ucałowanie ołtarza przez kapłana i diakona, następnie głęboki ukłon w stronę ołtarza, wykonany przez kapłana, diakona i innych usługujących. Można zatem domniemywać, że prawodawca godzi się na ciszę podczas przejścia celebransa i asysty do zakrystii po zakończonej liturgii, która to cisza, jak pokazuje praktyka duszpasterska, raczej nie zdarza się.
Z drugiej zaś strony w numerze 352 OWMR oznajmia, iż „duszpasterska skuteczność liturgii z pewnością się zwiększy, gdy teksty czytań, modlitw i śpiewów w miarę możliwości będą dostosowane do potrzeb, duchowego przygotowania i poziomu intelektualnego uczestników. A zatem mając na względzie wzrost „duszpasterskiej skuteczności liturgii” należałoby zatroszczyć się o właściwy dobór śpiewów na zakończenie celebracji liturgicznych, mimo że żaden z przepisów wprost nie nakazuje uskuteczniania takich śpiewów, ale także ich nie zabrania. W podobnym tonie utrzymana jest treść przywoływanego już numeru 393 OWMR, w którym mówi się o wielkim znaczeniu śpiewu będącego „nieodzowną oraz integralną częścią liturgii”.
W tradycji polskiej znany jest i wykonywany śpiew na zakończenie liturgii po rozesłaniu wiernych. Jurysdykcyjnie potwierdza go zapis zawarty w instrukcji Musicam Sacram – pierwszego posoborowego dokumentu Stolicy Apostolskiej szczegółowo opisującego prawidła, jakie powinny rządzić muzyką kościelną. W numerze 36 Instrukcja mówi: „Nic nie przeszkadza, byw Mszach czytanych jakaś część Proprium czy Ordinarium została odśpiewana. Można też śpiewać inną pieśń: na początku, na Offertorium, na Komunię oraz na końcu Mszy Świętej”. W kolejnym zdaniu dokumentu Święta Kongregacji Obrzędów wyjaśnia: „Nie wystarczy jednak, by były to pieśni eucharystyczne, lecz trzeba, by odpowiadały one częściom Mszy Świętej, a także danemu świętu lub okresowi liturgicznemu”.
W doborze pieśni na zakończenie Mszy panuje największa dowolność. Wynika ona z przekonania, że w sensie ścisłym śpiewy po rozesłaniu wiernych nie należą do liturgii. W zależności od okresu kościelnego należałoby zatem mieć na względzie wykonywanie muzyki i śpiewu adekwatnych do treści kończącej się liturgii, a gdy to przysparza trudności – właściwych dla przeżywanego okresu liturgicznego. Dobrze, gdyby nie były to pieśni rzewne, refleksyjne, lecz, aby odznaczały się charakterem triumfalnym, hymnicznym, a kiedy to możliwe – radosnym. Wszak nikt po zakończonej uczcie eucharystycznej nie powinien chwalić i błogosławić Pana pieśnią smutną, ale zgodnie z zaleceniem psalmisty: „Przystąpmy z dziękczynieniem przed Jego oblicze, radośnie śpiewajcie Mu pieśni” (Ps 95,2); oczywiście pod warunkiem, że dana celebracja ma miejsce poza okresem Wielkiego Postu, który ze swej natury kieruje serca wiernych ku męce Chrystusa.
I tak w okresie Adwentu, mimo ciągle skąpego repertuaru uroczystych pieśni tego okresu, należałoby mieć na uwadze takie pieśni jak: „Niebiosa rosę spuśćcie nam z góry”, „Oto Pan Bóg przyjdzie”, „Spuśćcie nam na ziemskie niwy”. W okresie Bożego Narodzenia wspólną liturgię warto zakończyć kolędą o charakterze triumfalnym, np.: „Bóg się rodzi”, „Pójdźmy wszyscy do stajenki”, „Tryumfy Króla niebieskiego”, „Dzisiaj w Betlejem”. Okres zwykły roku liturgicznego daje możliwość największego wyboru pieśni; mogą to więc być śpiewy mówiące o posłaniu, misji, hymny: „Króluj nam, Chryste”, „Wy jesteście na ziemi światłem mym”, „Pod Twą obronę”, „Niechaj z nami będzie Pan”, „Błogosław, Panie, nas”. W dni, które wiążą się z ważnymi wydarzeniami w dziejach narodu polskiego czy mówiąc wprost świętami narodowymi – z powodzeniem można wykonywać pieśni o charakterze hymnicznym, np.: „Boże, coś Polskę”, „Nie rzucim, Chryste”. W dni poświęcone Najświętszemu Sercu Jezusowemu (np. pierwsze piątki miesiąca): „Pobłogosław, Jezu drogi”, „Twemu sercu cześć składamy”, „Najświętsze Serce Boże”; w święta Maryjne: „Z dawna Polski Tyś Królową”, „My chcemy Boga, Panno święta”, „Maryjo, ja Twe dziecię”, „Weź w swą opiekę” i inne.
 Tak zwana pieśń na wyjście w sensie ścisłym nie należy już do Mszy Świętej. Kapłan wcześniej rozwiązał zgromadzenie słowami: „Idźcie w pokoju Chrystusa…” i na tym de facto liturgia kończy się. Wydaje się zatem, iż po rozesłaniu ludu można pozwolić sobie na większą swobodę, najlepiej jednak, aby pieśń na zakończenie Mszy Świętej powinna stanowiła zachętę do podjęcia misji niesienia doświadczenia spotkania z Panem w codzienność. Może też w niej powrócić temat przewodni Eucharystii. Pieśń na rozesłanie wiąże się z liturgią w tym sensie, że następuje bezpośrednio po niej, więc nie może być miejscem na śpiewanie piosenek religijnych.
Nawet jeśli zwieńczeniem liturgii będzie procesja na wyjście, powinna ona otrzymać odpowiednią „oprawę” mobilizującą uczestników liturgii do radosnego niesienia Dobrej Nowiny w życie. Niewątpliwie również wykonywanie na zakończenie Mszy muzyki instrumentalnej lub chóralnej z pewnością jest w tym miejscu pożądane, gdzie jedno nie wyklucza drugiego, a więc kilka taktów triumfalnego utworu organowego może poprzedzać pieśń na zakończenie lub być jej zwieńczeniem, zwłaszcza wtedy, gdy ostatnim akordem liturgii jest wyjście procesyjne. Wykorzystanie jednak tych wszystkich możliwości muzycznych wymaga uprzedniego, głębokiego przemyślenia i dobrego przygotowania osób odpowiedzialnych za muzykę i śpiew w naszych kościołach.
A. Matyszewski
fot 123.
(artykuł ukazał się w lutowym numerze "Mszy Świętej")

wtorek, 28 lutego 2012

"MĘKĘ BOŻĄ SPOMINAJMY" - płyta z dawnymi polskimi pieśniami wielkopostnymi

 Zaprzyjaźniony z Instytutem zespół wokalny "Cantores Jadvigenses" nagrał płytę z dawnymi pieśniami pasyjnymi. ZAPRASZAMY!


Przekierowanie na stronę, gdzie można nabyć płytę - kliknij w poniższy baner:









Opis płyty
Pieśni wielkopostne od wieków zajmują poczesne miejsce w obrzędowości Kościoła katolickiego w Polsce. Wierni po dziś dzień chętnie podejmują śpiewy odwołujące się do męki Pana Jezusa. W okresie przygotowania do Świąt Paschalnych pieśni pasyjne wypełniają nasze świątynie i obok rozważania Drogi Krzyżowej i Gorzkich Żali stanowią ważny czynnik rozbudzający duchową wyobraźnię katolików i jednoczący ich z cierpieniem Tego, który dla nas umarł i zmartwychwstał.
Pieśni prezentowane na płycie mogą dopomóc nie tylko w owocnym przeżywaniu męki Pańskiej, w wędrówce u boku umęczonego Pana, ale również w wewnętrznym oczyszczeniu, którego Chrystus od nas oczekuje. Wejście w klimat Golgoty to także wejście w każdą Mszę świętą, będącą pamiątką męki, śmierci i zmartwychwstania Zbawiciela.
Płyta przedstawia mniej znane pieśni, niektóre z nich zapewne zostały zarejestrowane po raz pierwszy (np. „Mękę Bożą spominajmy”, czy „Posłuchajcie, bracia miła”), stąd można powiedzieć – nagrania posiadają charakter unikatowy. Z racji na obszerność materiału źródłowego (niektóre dawne pieśni wielkopostne posiadają od kilkunastu do kilkudziesięciu strof) kilka utworów prezentujemy tylko we fragmentach.
Zespół „Cantores Jadvigenses” powstał w 2001 r. Tworzy go grupa osób związanych z parafią pw. św. Jadwigi Królowej w Płocku.
Jeśli śpiewy pasyjne utrwalone na płycie choć trochę przybliżą słuchacza do Pana Jezusa i sprawią, że zatopi on swoje serce w Jego męce – znaczy, że zamysł Wydawców osiągnął swój cel.
Do płyty dołączono teksty wykonywanych utworów. 

Spis pieśni:

1. O, wszego świata wsztek lud (sł. XIV/XV w., m. A. Matyszewski) 1:19
2. Jezus Chrystus, Bóg Człowiek – fragm. (sł. XIV/XV w., m. XVI w.) 4:13
3. Jezusa Judasz przedał – fragm. (sł. bł. Wł. z Gielniowa, 1488 r., m. XVI w.) 4:59
4. Mękę Bożą spominajmy (sł. XV w., m. XVI w.) 7:05
5. Posłuchajcie, bracia miła – fragm. (sł. XV w., m. XVI w.) 3:38
6. Krzyżu święty nade wszystko (sł. i m. XVI w.) 3:42
7. Już Cię żegnam, Najmilszy – fragm. (sł. XVII w.) 3:19
8. Płacz, płacz kto żyw (sł. XVIII w.) 4:51
9. Ty, któryś gorzko (sł. XVIII w., m. XVII w.) 3:47
10. Zbliżam się k’Tobie (sł. XVIII w.) 5:40
11. Dobranoc, Głowo święta (sł. XVII w.) 6:33

Łączny czas – 49:33




Z recenzji ks. prof. Ireneusza Pawlaka
Płocki Zespół „Cantores Jadvigenses” dokonał wyboru 11 pieśni powstałych w okresie od XV do XVIII wieku i postanowił poprzez nagranie wskrzesić niektóre zapomniane utwory do nowego życia. […] Wykonawcy wykorzystali niemal wszystkie możliwe środki muzyczne: śpiew solowy, monodyczny śpiew zespołowy, śpiew wielogłosowy, a także towarzyszenie organowe. Tworzy to bogatą mozaikę, ukazującą różnorodność tych zdawało by się prostych utworów. […]
To w dużej mierze pionierskie nagranie w myśl założeń wydawców, trafiając do rąk i uszu odbiorców, ma spełniać dwa podstawowe zadania: służyć słuchaniu i medytacji. Wydaje się, że cel ten został w wykonaniach jasno ukazany. Niech więc wydobyte z zapomnienia skarby polskiej religijnej kultury muzycznej zyskają uznanie i przybliżą wszystkim zainteresowanym wagę Męki Pańskiej podjętej dla zbawienia człowieka.


Śpiewa Zespół „Cantores Jadvigenses” w składzie:
Alina Kuźniewska (sopran), Małgorzata Siwińska (sopran), Agnieszka Buczkowska (alt), Aldona Tomaszewska-Kiełbasa (alt), Michał Pankowski (tenor), Adam Matyszewski (bas, opieka merytoryczna), Michał Zawadzki (organy).
Płytę nagrano w styczniu 2011 roku, w Młodzieżowym Domu Kultury w Płocku.
Realizacja nagrania i mastering – Radosław Dzięgielewski

[Czytaj więcej o Zespole „Cantores Jadvigenses”]

Prawa autorskie do wykonania utworów – „Cantores Jadvigenses”
Copyright - © 2011 Wydawnictwo Hlondianum.
Wszelkie prawa zastrzeżone.

autor: Cantores Jadvigenses
format: AUDIO-CD

poniedziałek, 20 lutego 2012

II Spotkanie Środowisk Liturgicznych w Tyńcu


 +pax!
 
Czcigodni i Drodzy,

Ponad rok temu w naszym Opactwie odbyło się pierwsze spotkanie przedstawicieli polskich środowisk liturgicznych. Jak pamiętają obecni, zaszczycił je swą obecnością bp Stefan Cichy, ówczesny Przewodniczący Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Konferencji Episkopatu Polski. Nie spodziewaliśmy się jakichś spektakularnych owoców, na pewno jednak poznaliśmy się bliżej. Można mieć wrażenie, że po tym spotkaniu, głównie dzięki portalowi www.liturgia.pl, jest nieco lepiej z przepływem informacji. 
Tymczasem życie idzie do przodu, każdy z nas stara się dalej prowadzić swoje działania wytrwale, lecz chyba wszyscy czujemy, jak coraz bardziej staje się to trudne. Tym bardziej trzeba być razem. Nadrzędny cel w pewnym sensie naturalnie wyznacza decyzja Ojca Świętego, Benedykta XVI, o zwołaniu Synodu Biskupów na temat Nowej Ewangelizacji. Powyższe okoliczności skłaniają do podjęcia inicjatywy kolejnego naszego spotkania. Tym razem miałoby ono bardzo szczególną rangę: otwartego wspólnego spotkania Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP oraz Komisji Liturgicznej Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich w Polsce. Planowany termin wynika z kalendarzy Księży Biskupów i został ustalony na dzień 28 lutego b.r. Z przyczyn organizacyjnych miejscem spotkania byłoby, jak w grudniu 2010 r., opactwo tynieckie. Przewidywany czas to, wstępnie, godziny 10-16.
A oto opis zasadniczych idei spotkania:

W Polsce wciąż możemy cieszyć się dużą liczbą osób, która swój związek z Kościołem przeżywa przez liturgię, a w szczególności niedzielną Mszę świętą. Nawet bez odwoływania się do badań socjologicznych, można słusznie założyć, że dla większości katolików w naszym krajów jest to nierzadko jedyny sposób przeżywania więzi z Kościołem. Niestety, podobnie można domniemywać, że dla wielu w dużej mierze opiera się on na nie do końca zrozumiałym obowiązku. Niewiele jest środowisk, w których uczestnictwo w Mszy jest traktowane jako przywilej i łaska. Często można usłyszeć zarzut, że liturgia jest nudna lub niejasna. Wiele osób przeżywa trudność w zaangażowaniu się w akcję liturgiczną. Prostodusznie i z oddaniem przychodzą na Mszę, by się pomodlić lub wysłuchać kazania. Nie zdają sobie sprawy z bogactw treści i znaczeń dostępnych w liturgii. Łatwo poddają się rozproszeniom i zniechęceniu. Trudno w tej sytuacji zakładać, że dla ogółu wiernych liturgia faktycznie jest źródłem mocy i szczytem działalności Kościoła.
 
Tymczasem doświadczenie niektórych Wspólnot zakonnych, głównie monastycznych (jak i środowisk z nimi związanych) pokazuje, że należycie, godnie i z zaangażowaniem sprawowana liturgia jest nie tylko mocnym świadectwem wiary i obecności Kościoła we współczesnym świecie,  ale i potężnym narzędziem ewangelizacji. Jest to doświadczenie obecne w zsekularyzowanej Europie, z którego w obecnej sytuacji religijności w Polsce jak najbardziej należałoby skorzystać.
 
I tak się poniekąd dzieje. Cieszy fakt, że coraz więcej parafii, ośrodków duszpasterskich i grup odnowy życia chrześcijańskiego stara się uwypuklić rolę i znaczenie liturgii. W ostatnich latach powstało co najmniej kilkanaście ośrodków, w których szczególną uwagę przykłada się do celebrowania liturgii i życia duchowością opartą na jej bogactwie. Zasadniczo są to inicjatywy oddolne, osób świeckich rozumiejących liturgię i chcących ją propagować.
 
W praktyce wszakże natrafiają jednak one na problemy:
Pierwszym jest trudność w rozwinięciu działalności, ponieważ przez osoby spoza środowiska, traktowana jest jako „zajęcie dla specjalistów", a nie ogółu katolików.
Drugim – częsty brak zrozumienia, a nawet niechęć ze strony duszpasterzy (zwłaszcza proboszczów), wolących równać do poziomu wymagań większości.
Trzecim – rozbieżność działań Episkopatu i duszpasterzy. Wymaga to pewnego dopowiedzenia: Zdając sobie sprawę, jak wiele dobrych dzieł inicjuje Komisja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów EP jednocześnie wiadomo, jak niewiele z nich znajduje swoją kontynuację w działaniach duszpasterzy. I odwrotnie –  jak niewielkim zainteresowaniem władzy kościelnej cieszą się niekiedy inicjatywy oddolne. Częstokroć jest to wina organizatorów rekolekcji, warsztatów, ośrodków liturgicznych. Zdarzają się też chlubne wyjątki od tej reguły. Wydaje się jednak, że w dziedzinie zacieśnienia współpracy pozostaje wiele do zrobienia. 
 
Wobec powyższego, można by zaproponować następujący wniosek: Kościół w Polsce potrzebuje duszpasterstwa liturgicznego, które można rozwinąć wyłącznie przez wzajemną współpracę obu Komisji i środowisk duszpasterskich, które już dziś próbują na różne sposoby ożywić duchowość liturgiczną. Dlatego zarysowująca się możliwość wspólnego spotkania zajmujących się liturgią Komisji Episkopatu i Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich w Polsce wraz z osobami zaangażowanymi w duszpasterstwo liturgiczne wydaje się niezwykłą szansą na otwarcie nowego etap pracy w dziedzinie, która nam wszystkim leży głęboko na sercu. Zarazem może to być bardzo ważna karta Nowej Ewangelizacji, do zapisania już teraz, u progu zaplanowanego na jesień Synodu Biskupów temu tematowi poświęconemu.
 
Na wspomniane spotkanie (nb. będące kontynuacją i rozwinięciem pierwszego spotkania środowisk liturgicznych w Polsce, które miało miejsce 11 grudnia 2010 r. w Tyńcu) mogłyby się składać:
a) przedstawienie różnorodnych działań, inspirowanych zarówno przez oddolne inicjatywy, jak  i przez obie Komisje;
b) dyskusja wokół najbardziej palących zagadnień duszpasterstwa liturgicznego;
c) ustalenie wspólnego planu działania, dzięki któremu środowiska duszpasterskie mogłyby podjąć wyzwania stawiane przez Episkopat.
 
Dla osób zaangażowanych w duszpasterstwo liturgiczne niezmiernie ważnym jest poczucie, że ich działania są wypełnieniem woli Biskupów i jako takie są przez nich wspierane. Wydaje mi się, że bardzo istotnym jest fakt, byśmy przestali być anonimowi dla naszych Pasterzy, a ich błogosławieństwo nie było domniemane ale faktyczne. Jestem pewien, że potencjał i zaangażowanie osób świeckich i duchownych włączających się w dzieło odnowy duchowości liturgicznej, będzie wydatną pomocą dla Komisji, o ile tylko znajdziemy sposób, by je wykorzystać. 
 
Spotkanie, o którym piszę byłoby szczególnie przydatne, o ile wezmą w nim udział osoby zaangażowane zarówno w centralne diakonie liturgiczne ruchu Światło Życie, ośrodki duszpasterstwa liturgicznego takie jak: Fundacja Dominikański Ośrodek Liturgiczny, szczeciński i chorzowski Ośrodek Liturgiczny, Ośrodek Formacji Liturgicznej ss. Jadwigi Królowej itp., osoby zaangażowane w odnowę chorału gregoriańskiego i śpiewu tradycyjnego (Szkoła Kantorów w Elblągu, Wrocławskie Studium Wokalno Liturgiczne, schole gregoriańskie) jak i osoby zaangażowane w duszpasterstwa zorganizowane wokół nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego. 
 
Byłoby wskazane, by wybrane osoby przedstawiły na forum spotkania "mapę" inicjatyw oddolnych w zakresie duszpasterstwa liturgicznego, sukcesów, które odnoszą i problemów,z którymi się borykają. Następnie głosy przedstawiciele najprężniejszych ośrodków wprowadziłyby do dyskusji. Pozostaje osobną kwestią, wedle jakiego kryterium określać prężność tych ośrodków – prosimy ewentualne sugestie w tej materii. Tematem tych głosów mogłyby być: największe wyzwania stojące obecnie przed liturgią w Polsce wobec zachodzących w naszym kraju przemian kulturowych oraz propozycje ich rozwiązania. 
Byłoby wielce pożądanym, by członkowie obu Komisji odnieśli się do tych głosów i wskazali te działania Episkopatu i Zakonów, w które mogłyby włączyć się osoby zaangażowane w szeroko pojęte duszpasterstwo liturgiczne.

Z przyczyn organizacyjnych, bardzo prosimy o potwierdzenie obecności na spotkaniu do dnia 25 lutego b.r.. Jednocześnie będziemy wdzięczni za uwagi dotyczące propozycji charakteru i tematu spotkania. 
 
Z serdecznym pozdrowieniem w Panu Jezusie –

Bernard Sawicki OSB, opat tyniecki
Tomasz Grabowski OP, Prezes Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny
 
Tyniec, 6 lutego RP 2012
 
 
 
UCZESTNICY I SPOTKANIA ŚRODOWISK LITURGICZNYCH W TYŃCU - 11.12.2010 R.

sobota, 11 lutego 2012

Zatroskani o Kościół i kościelną architekturę

U progu XX w. w Płocku nikt bardziej niż kanonik ks. Antoni Julian Nowowiejski przejęty był znaczeniem piękna architektury, która oddziaływuje na ludzkie zmysły. Wyznaczony przez kapitułę katedralną do bardzo odpowiedzialnego zadania - przebudowy płockiej katedry - dokonał tego dzieła z imponującym rozmachem, a jednocześnie wyczuciem godnym wybitnego znawcy tematu. Kościół i jego architekci potrzebują dziś nowych Nowowiejskich! 


Wielki architekt Frank Lloyd Wright mawiał, że lekarz może pogrzebać swoje błędy, a architektowi pozostaje jedynie zasugerować swym klientom, by obsadzili nieudany budynek winoroślą. Myślę, że niektórzy biskupi powinni się dziś zająć uprawą winorośli, by zasłonić to, co zostało wybudowane ostatnimi laty – uważa kard. Gianfranco Ravasi. W przekonaniu przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Kultury wiele nowych kościołów przypomina sakralny garaż, w którym zaparkowano Boga, a wiernych porozstawiano w równe rzędy. Inne mają postać ezoterycznych pomieszczeń, ponurych i pozbawionych światła. Jeszcze inne to zwykłe sale kongresowe, którymi mogliby się ewentualnie zadowolić protestanci czy wyznawcy judaizmu, a zatem religii, w których przestrzeń sakralną wypełnia słowo i muzyka.

Katolicyzm natomiast, jak zauważa kard. Ravasi, potrzebuje znaków i obrazów oraz stałych elementów przestrzeni sakralnej, takich jak ołtarz, tabernakulum, chrzcielnica czy kaplice. Szef watykańskiej dykasterii kultury wyjaśnia, że liturgia katolicka jest w pewnym sensie teatralna. Ma swój rytm i akty, posługuje się barwami, strojami i grą świateł... Bóg nie zostaje w niej sprowadzony do jakiegoś miejsca, lecz jest obecnością, która przejawia się w sposób epifaniczny, jako objawienie. Stądliturgia, jak mówił już św. Augustyn, ma być chrystofanią, swoistym spektaklem objawiającym Chrystusa. W katolicyzmie bowiem obecność i wyobrażenie nie stoją w opozycji, a wymiar horyzontalny musi się harmonijnie łączyć z wymiarem wertykalnym. Harmonia musi być podstawową cechą każdej katolickiej świątyni – podkreśla kard. Ravasi. W dzisiejszych warunkach utrudnia to fakt, że architekci projektujący kościoły bardzo często nie uwzględniają w ogóle sakralnego wyposażenia wnętrz. Zostawiają to proboszczom, a ci nierzadko sięgają po kicz. W ten sposób harmonia zostaje rozbita. Bo ołtarz w kościele to bynajmniej nie drugorzędny dodatek – podkreśla kard. Ravasi. W jego przekonaniu, ostatecznie i tak każdy budynek sakralny weryfikuje się w czasie liturgii.

O kondycji współczesnej architektury sakralnej szef Papieskiej Rady ds. Kultury rozmawiał z Mariem Bottą, jednym z najbardziej wziętych dziś projektantów na świecie. Szwajcarski architekt broni poniekąd swoich kolegów po fachu. Przyznaje, że nowe kościoły są dziś często okazją do eksperymentów. Niektóre rzeczywiście wyglądają jak garaż i odbiegają od prostoty, jaka cechowała chrześcijańską architekturę przez dwa tysiąclecia. Ale dzieje się tak, gdyż ten, kto zamawia projekt świątyni, nie potrafi jasno sformułować swoich oczekiwań – podkreśla Mario Botta.

W przekonaniu szwajcarskiego architekta na kształt dzisiejszych świątyń ma również wpływ chaos współczesnych miast. Europejskie metropolie były najbardziej inteligentnym, najbardziej wrażliwym i najświatlejszym modelem organizacji ludzkiej społeczności. Miały swoje centrum i granice. Stanowiły pewną całość. Dziś miasta posiadają wiele centrów i nie mają granic. Niemniej kościół nadal pozostaje w mentalności wielu ludzi punktem centralnym. Tytułem przykładu Botta wspomina o swym pierwszym zamówieniu sakralnym. Chodziło o odbudowanie małego kościółka w górach, który został zniszczony przez lawinę. Nie mogłem zrozumieć, po co im ten kościół na odludziu. Górale tymczasem twierdzili, że bez tego kościółka ich rozsiane po górach domy i chaty nie mają swego centrum – opowiada szwajcarski architekt. Tak powstał pierwszy z jego kościołów. Jak wyznaje, do dziś projektuje je najchętniej, bo stawiają przed architektem wielkie wyzwanie. Musi bowiempołączyć niebo z ziemią, posługując się światłem. Musi jasno oddzielić sacrum od profanum, a przy tym umiejętnie rozwiązać problem progu, czyli miejsca, w którym ze świata przechodzi się do przestrzeni sakralnej.

Ostatecznym sprawdzianem są odczucia wiernych. Jeśli ktoś mi mówi, że w moim kościele dobrze się modli, znaczy to, że jako architekt nie zawiodłem – mówi Mario Botta. W jego przekonaniu cała architektura ma coś z sakralności. Jej pierwszym aktem nie jest bowiem położenie kamienia na kamieniu, lecz kamienia na ziemi. Dzięki temu natura staje się kulturą – powiedział Mario Botta w dialogu z kard. Gianfrankiem Ravasim na temat współczesnej architektury sakralnej.

Źródło:
Kard. Ravasi: niektórzy biskupi powinni się zająć uprawą winorośliBollettino Radio Giornale del 10/02/2012
kb/ rv, l’osservatore romano, l’espresso

Przypomnijmy, że przed rokiem kard. Ravasi wypowiadał się już o jakości sztuki sakralnej...
Kard. Ravasi: dobra architektura sakralna przemienia serca wierzących
Jak wiele nowych kościołów jest dziś głuchych, niegościnnych, chaotycznych i nieprzejrzystych. Ci, którzy je wznosili, nie liczyli się z głosem i milczeniem, które miały je wypełnić, nie myśleli o liturgii i zgromadzeniu, słuchaniu i patrzeniu – stwierdził przewodniczący Papieskiej Rady ds. Kultury. Tę surową ocenę współczesnej sztuki sakralnej kard. Gianfranco Ravasi przedstawił na rzymskim wydziale architektury, gdzie poproszono go o wygłoszenie lectio magistralis na temat: „Świątynia i plac, przestrzeń sakralna i publiczna”.
Kard. Ravasi zauważył, że architektura sakralna, która nie potrafi właściwie, czy raczej wspaniale, przemawiać językiem światła i nie jest nośnikiem piękna i harmonii, nie spełnia swej funkcji, staje się sztuką świecką i profanacją sacrum. I dlatego w kościołach takich czujemy się zagubieni niczym w auli kongresowej, rozproszeni jak w hali sportowej, przygniecieni jak w planetarium, otępieni wulgarnością i pretensjonalnością– stwierdził włoski purpurat. W jego przekonaniu współczesna zapaść architektury sakralnej jest szczególnie rażąca, jeśli weźmie się pod uwagę wielkie arcydzieła kultury chrześcijańskiej:majestatyczne bazyliki antyczne, wyrafinowane piękno świątyń bizantyjskich, monumentalność architektury romańskiej, mistykę gotyku, przejrzystość renesansu, okazałość baroku.
Szef watykańskiej dykasterii ds. kultury zaznaczył, że świątynia chrześcijańska nie jest miejscem magicznym, lecz symbolicznym. Ma służyć osobistemu spotkaniu człowieka z Bogiem, ma przemawiać. Stąd powinna być wcieleniem sensu, istoty i porządku istnienia, być znakiem światła i piękna. Przestrzeń sakralna jest bowiem objawieniem harmonii kosmicznej i teofanią boskiego blasku. W ten sposób oddziałuje ona na resztę porządku architektonicznego. W cywilizacji zachodniej bywa to niekiedy bardzo oczywiste. Tytułem przykładu kard. Ravasi wskazał na swój rodzimy Mediolan, gdzie ulice miasta zbiegają się koncentrycznie u katedry. Ze świątyni wychodzi bowiem tchnienie życia, świętości, światła, które przemienia codzienność. Z drugiej strony miasto wypełnia świątynie codziennym życiem. Watykański „minister kultury” zauważył, że takiej centralnej wizji miasta brakuje już w wielu nowoczesnych metropoliach, na przykład w Nowym Jorku, który kieruje się całkiem inną logiką.
Surowa ocena współczesnej sztuki sakralnej, jaką przedstawił kard. Ravasi, wywołała we Włoszech niemałe poruszenie. Watykańskiego hierarchę poparł m.in. włoski biskup-architekt Simone Giusti, ordynariusz Livorno, a zarazem autor projektów kilkunastu kościołów. „Świątynia musi przemawiać do człowieka i do jego serca, jak tylko do niej wejdzie, posługując się językiem symbolicznym i afektywnym” – zauważa biskup. W jego przekonaniu nowe kościoły nie mogą być dziełem przypadku, bo zaprojektować świątynię oznacza również kształtować duszę tych, którzy będą się niej modlili – dodaje włoski hierarcha, który z wykształcenia jest architektem.
Źródłofot. 12 - Beata Jóźwik (katedra płocka), 3

 

czwartek, 2 lutego 2012

Między braterskim upomnieniem a wiecznym zbawieniem...

Kto nie upomina, ten nie kocha, a "w obojętności na duchowe dobro bliźniego przejawia się zanik perspektywy eschatologicznej. W takiej sytuacji całe życie sprowadza się do wymiaru jedynie ziemskiego, a wszelki wybór moralny zasługuje na uznanie w imię wolności jednostki..."




Benedykt XVI w orędziu na Wielki Post o praktykowaniu upomnienia braterskiego
◊ Chrześcijanin musi troszczyć się nie tylko o siebie, lecz również o bliźnich, wiedząc, że nasze losy są od siebie współzależne, tak w dobru, jak i w złu. Zarówno grzech, jak i uczynki miłości mają też wymiar społeczny – pisze Benedykt XVI w tegorocznym Orędziu na Wielki Post. Rozpocznie się on za dwa tygodnie i będzie okazją, by powrócić do tego, co w naszym życiu najistotniejsze, czyli do miłości – zaznacza Papież. W tym roku zachęca on cały Kościół, aby skupił się na jednym z przejawów owej miłości, a mianowicie wzajemnej trosce.

Benedykt XVI przyznaje, że postawa ta jest sprzeczna z panującą powszechnie obojętnością. Rodzi się ona z egoizmu, choć niekiedy ukrywa się ją pod płaszczykiem poszanowania dla prywatności drugiego człowieka. Przeciwko obojętności stanowczo występował Pan Jezus. Jej uosobieniem są kapłan i lewita z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie czy beztroski bogacz nieczuły na los ubogiego Łazarza. Obojętność piętnowali też papieże. Paweł VI właśnie w niej widział przyczynę problemów współczesnego świata i dlatego pisał: «Ludzkość jest ciężko chora. Przyczyną tej choroby jest nie tyle zmniejszanie się zasobów naturalnych i ich chciwe gromadzenie przez niewielu, ile raczej rozkład braterskiej więzi zarówno między ludźmi, jak i między narodami».

W orędziu na Wielki Post Benedykt XVI najwięcej uwagi poświęca jednemu aspektowi wzajemnej troski, który w jego przekonaniu popadł w zapomnienie, a mianowicie upomnieniu braterskiemu z myślą o zbawieniu wiecznym. W dzisiejszym Kościele istnieje wielka wrażliwość na materialne potrzeby bliźniego, „natomiast niemal całkowicie pomija się milczeniem duchową odpowiedzialność za braci” – czytamy w orędziu.

Papież podkreśla, że inaczej było w Kościołach pierwszych wieków i dojrzałych wspólnotach chrześcijańskich, gdzie dbano nie tylko o cielesne potrzeby brata, ale również o zdrowie jego duszy, pamiętając o jego przeznaczeniu. Sam Chrystus nakazywał upominać brata, który grzeszy, a Tradycja Kościoła zaliczyła „upominanie grzeszników” do dzieł miłosierdzia duchowego. Ocalenie tego aspektu miłości chrześcijańskiej jest dzisiaj bardzo ważne – apeluje Benedykt XVI i podkreśla: „Nie należy milczeć w obliczu zła. Mam tu na myśli postawę tych chrześcijan, którzy przez szacunek dla człowieka lub po prostu z wygodnictwa dostosowują się do powszechnie panującej mentalności, zamiast przestrzegać swych braci przed takimi sposobami myślenia i postępowania, które są sprzeczne z prawdą i nie prowadzą do dobra”.

Papież zauważa również, że w obojętności na duchowe dobro bliźniego przejawia się zanik perspektywy eschatologicznej. W takiej sytuacji całe życie sprowadza się do wymiaru jedynie ziemskiego, a wszelki wybór moralny zasługuje na uznanie w imię wolności jednostki.

Benedykt XVI przestrzega jednak, by napomnienie braterskie nie sprowadzało się do potępiania i oskarżania, lecz służyło sprowadzeniu bliźniego na dobrą drogę. Papież przypomina też, że św. Paweł, kiedy zachęcał chrześcijan do troski o błądzących, przestrzegał ich zarazem, by sami nie ulegli pokusie. Wszyscy bowiem jesteśmy słabi i niedoskonali. I nawet „prawy siedmiokroć upadnie” – przypomina Papież, cytując Księgę Przysłów. Konkludując Benedykt XVI stwierdza, żenapomnienie braterskie ma szczególne znaczenie we współczesnym świecie zdominowanym przez indywidualizm. Żywa jest też dziś pokusa, by się nie angażować, tłumić Ducha, nie korzystać z talentów, które zostały nam dane dla naszego dobra i dobra bliźnich. Wielki Post tymczasem to dobra okazja, by z pomocą Słowa Bożego i sakramentów odnowić naszą wiarę. Kto nie czyni w niej postępów, ten się cofa – pisze Benedykt XVI w tegorocznym Orędziu na Wielki Post.

Papieskie orędzie zostało zaprezentowane w Watykanie przez kard. Roberta Saraha. Przewodniczący Papieskiej Rady Cor Unum skupił się niemal całkowicie na obowiązku braterskiego napomnienia. W jego przekonaniu postawa ta powinna również określać stosunek Kościoła do współczesnego świata. Nie możemy milczeć w obliczu niesprawiedliwości – podkreśla afrykański purpurat. Głównym zadaniem Kościoła jest dziś jednak przypominanie człowiekowi o istnieniu Boga i Jego woli – uważa kard. Sarah.

„Kościół podejmuje się w tym świecie roli proroka przede wszystkim po to, by wskazywać na brak Boga w naszym życiu. W tym tkwi prawdziwe źródło niesprawiedliwości. Bez Boga, który nas inspiruje i napomina, życie staje się walką o przetrwanie kosztem najsłabszych. Naszym podstawowym obowiązkiem względem świata jest zatem głoszenie mu, że Bóg istnieje i że nasza przyszłość zależy od uznania Jego panowania, któremu wszyscy podlegamy. Bez obecności Boga, naszego Ojca, który inspiruje nas do solidarności i dzielenia się z innymi, życie obumiera a braterstwo staje się próżną utopią” – powiedział przewodniczący Papieskiej Rady Cor Unum.
Źródło:
Bollettino Radio Giornale del 07/02/2012
kb/ rv fot. / fot.