(...)
Trzydzieści lat wcześniej nasz umiłowany Arcybiskup, Pasterz diecezji płockiej Antonoi Julian Nowowiejski celebrował jedną z ostatnich mszy w swoim życiu. Po wybuchu wojny, 28.02.1940 r. wraz z oddanym mu sufraganem Leonem Wetmańskim, zostali przez Niemców aresztowani i internowani w Słupnie. Jak się później okazało był to końcowy etap ich ziemskiej wędrówki, w którym mogli swobodnie sprawować Eucharystię – Arcypasterz w prowizorycznej kaplicy szkolnej, biskup Leon – w pobliskim kościele parafialnym. Gdziekolwiek wcześniej Najświętsza Ofiara była celebrowana, czy to w katedrze – w pełnym orszaku procesyjnym, czy w brwileńskiej „Antoniówce” – podczas wypoczynku z klerykami, zawsze była to Msza namaszczona duchem, którym żyła ponad tysiącletnia liturgia rzymska, tak droga biskupowi Nowowiejskiemu. Rozmodlone serce i duch bł. Antoniego odnajdywał w Eucharystii z jej ceremoniami bogactwo nieprzebranych łask, które spływają na każdego, kto z ufnością zbliży się do tronu Bożego. Mszę świętą Męczennik z Płocka postrzegał jako najcenniejszą perłę chrześcijańskiego życia religijnego. Stawała się ona tym piękniejszą, im bardziej jej godną uzyskiwała oprawę, jak to czynił Kościół przez wieki. Samo przeistoczenie chleba w Ciało Chrystusa i wina w Jego Przenajświętszą Krew jest kwestią kilku sekund, ale żeby tych kilka sekund mogło zajaśnieć w całym swoim blasku, potrzeba pięknej oprawy, która moment przeistoczenia okala szlachetnym wieńcem modlitw. Msza święta była dla Arcybiskupa szczytem pobożności kultywowanej przez wiele stuleci chrześcijaństwa. Towarzyszące jej oracje i obrzędy rozwijały się od czasów apostolskich przez stulecia pod wpływem Ducha Świętego. Organiczny rozwój Mszy świętej, w której codziennie zatapiał się z miłością bł. Antoni możemy porównać do subtelnej i dyskretnej słodyczy dobrego wina, które fermentowało bez pośpiechu i bez laboratorium, a dojrzewało wiekami.
Trzydzieści lat wcześniej nasz umiłowany Arcybiskup, Pasterz diecezji płockiej Antonoi Julian Nowowiejski celebrował jedną z ostatnich mszy w swoim życiu. Po wybuchu wojny, 28.02.1940 r. wraz z oddanym mu sufraganem Leonem Wetmańskim, zostali przez Niemców aresztowani i internowani w Słupnie. Jak się później okazało był to końcowy etap ich ziemskiej wędrówki, w którym mogli swobodnie sprawować Eucharystię – Arcypasterz w prowizorycznej kaplicy szkolnej, biskup Leon – w pobliskim kościele parafialnym. Gdziekolwiek wcześniej Najświętsza Ofiara była celebrowana, czy to w katedrze – w pełnym orszaku procesyjnym, czy w brwileńskiej „Antoniówce” – podczas wypoczynku z klerykami, zawsze była to Msza namaszczona duchem, którym żyła ponad tysiącletnia liturgia rzymska, tak droga biskupowi Nowowiejskiemu. Rozmodlone serce i duch bł. Antoniego odnajdywał w Eucharystii z jej ceremoniami bogactwo nieprzebranych łask, które spływają na każdego, kto z ufnością zbliży się do tronu Bożego. Mszę świętą Męczennik z Płocka postrzegał jako najcenniejszą perłę chrześcijańskiego życia religijnego. Stawała się ona tym piękniejszą, im bardziej jej godną uzyskiwała oprawę, jak to czynił Kościół przez wieki. Samo przeistoczenie chleba w Ciało Chrystusa i wina w Jego Przenajświętszą Krew jest kwestią kilku sekund, ale żeby tych kilka sekund mogło zajaśnieć w całym swoim blasku, potrzeba pięknej oprawy, która moment przeistoczenia okala szlachetnym wieńcem modlitw. Msza święta była dla Arcybiskupa szczytem pobożności kultywowanej przez wiele stuleci chrześcijaństwa. Towarzyszące jej oracje i obrzędy rozwijały się od czasów apostolskich przez stulecia pod wpływem Ducha Świętego. Organiczny rozwój Mszy świętej, w której codziennie zatapiał się z miłością bł. Antoni możemy porównać do subtelnej i dyskretnej słodyczy dobrego wina, które fermentowało bez pośpiechu i bez laboratorium, a dojrzewało wiekami.
Za sprawą motu proprio Benedykta XVI „Summorum Pontificum” z 7 lipca 2007 r. Msza, którą modlił się Biskup z Płocka, powraca obecnie bez zasadniczych zmian do czasów swojego pierwszego wzlotu, od najstarszej wspólnej liturgii. Dzięki zapobiegliwości i gorliwości wielu kapłanów i świeckich po 40 latach możemy ponownie uczestniczyć również w naszej diecezji w mszach według klasycznego rytu rzymskiego,[1] która zachowała jeszcze tę woń pierwotnej liturgii, współczesnej dniom, kiedy cezar rządził światem i miał nadzieję, że będzie mógł zdusić wiarę chrześcijańską, dniom, kiedy nasi ojcowie gromadzili się przed świtem, aby śpiewać hymn Chrystusowi jako swemu Bogu. Po raz pierwszy po długim okresie jej niebytu Mszę świętą według Mszału papieża św. Piusa V odprawiono w Płocku w dniu 01.06.2008 r. w kościele parafialnym św. Jana Chrzciciela. Tego samego dnia, u św. Aleksego, w Płocku – Trzepowie, piszący te słowa oddawał w opiekę Trójcy Przenajświętszej swojego pierworodnego Syna, według bogatego w treści klasycznego rytu Chrztu świętego.
Nie ma w całym chrześcijaństwie równie chwalebnej formy modlitwy jak Msza rzymska. Wzniosłość jej wypływa głównie z tego, że jest ona zarazem ofiarą i sakramentem. Arcybiskup Antoni Julian celebrując Mszę świętą odwoływał się do liturgii w jej majestatycznej i podniosłej formie, będącej owocem umacniania się i dojrzewania jej nieskażonej formy rytu, kształtowanego poprzez ponad tysiąc lat.
Serce Mszy świętej – Kanon Rzymski, choć przez kapłanów rzadko używany, przetrwał kilkanaście wieków. Wywodzi się ze starożytnej Tradycji Apostolskiej, a został sformalizowany przez św. Grzegorza Wielkiego (ok. 600 r.). Jest jedną z nielicznych modlitw, która z pewnymi modyfikacjami przetrwała w użyciu aż do naszych dni. Nie tylko w osądzie prawosławnych, ale również z punktu widzenia anglikanów, a nawet tych protestantów, którzy zachowali pewne wyczucie tradycji, odrzucenie tego Kanonu byłoby rezygnacją przez Kościół z autentyczności przekazu nieskażonej wiary i liturgii.
Tradycja zawarta w ceremoniach, które z takim oddaniem i miłością sprawował błogosławiony Pasterz kościoła płockiego dodawała ówczesnym mu celebracjom splendoru i ponadrzeczywistego znaczenia. Liturgia nie jest bowiem zakorzeniona w sferze profanum, lecz jest sacrum i taki charakter musi zachować. Elementem sacrum był między innymi używany przez stulecia język łaciński, a także zwrócenie się wszystkich wiernych i celebransa w stronę ołtarza, ku Chrystusowi – „Wschodzącemu Słońcu”. Liturgia i jej etos w kształcie znanym A. J. Nowowiejskiemu wyrażała istotę katolicyzmu. Jak celnie zauważył ojciec ruchu liturgicznego, sługa Boży Prosper Guerangér, w modlitwach dawnych celebracji da się słyszeć czarujący głos Oblubienicy, niespokojnej w chwilowym rozstaniu z Ukochanym, zabiegającej o Jego względy. W gestach odczuwalne są troskliwe dotknięcia Matki, polecającej swe dzieci samemu Panu i zastawiającej je przed napaścią Złego.
Msza święta, w formie znanej do roku 1969, potrafiła przekazywać, i to bez większego wysiłku, poczucie odmienności i powagi tego, co było czynione w obrzędach. Miała ona tę moc oczarowywania, trudną do zanalizowania, która przyciąga ludzi właśnie dlatego, że nie jest czymś banalnym, jak większość naszej egzystencji. Adoracja, oczyszczenie, uczestnictwo w życiu Miasta Bożego – to najważniejsze funkcje, jakie wypełniały historyczne liturgie chrześcijaństwa i z tego płynie ich moc oddziaływania na najgłębsze poziomy naszego bytu. Siła ta nie tylko przynosi nam pocieszenie w konfrontacji z nieprzejednanym złem, ale także odwagę do zmieniania świata. Z nieprzebranych owoców Najświętszej Ofiary czerpała niezliczona rzesza błogosławionych i świętych Kościoła Rzymskokatolickiego, których celebracje po łacinie wychowały do dawania mężnego świadectwa przywiązania do Chrystusa i Jego Mistycznego Ciała.
Potęga Mszy świętej porusza i powołuje do tego, co wykracza poza naszą świecką tożsamość oraz obowiązki, jakie dzielimy z innymi. Eucharystia w swej najgłębszej istocie, jest tożsama z Ofiarą Kalwarii, traktowaną jako zbawcze objawienie Trójcy Świętej. Doskonale rozumiał to Płocki Męczennik, dla którego Msza święta stanowiła trwanie w jedności z Ojcem, Synem i Duchem Świętym. W ten sposób antycypował on swój udział w wiecznej radości, w jaką zmieniło się cierpienie, zadawane mu przez oprawców obozu działdowskiego. Dzięki temu, że w każdej Eucharystii widział Ukrzyżowanego w Jego chwale i z Nim wchodził w komunię, potrafił spoglądać dalej – ku niebu, za którym tęsknił.
Zgodnie z niezmiennym nauczaniem Kościoła, Msza święta jest tą samą Najświętszą Ofiarą, którą złożył Chrystus na Kalwarii. Jedyna różnica leży w tym, że Ofiara na Kalwarii była Ofiarą krwawą, a Ofiara Mszy jest Ofiarą bezkrwawą. Jeśli więc uczestniczymy w Najświętszej Ofierze Mszy, możemy dostąpić takich samych łask, jak byśmy stali u stóp Krzyża podczas Męki Pańskiej.
Przypomnijmy, iż rzymski ryt Najświętszej Ofiary Mszy – owoc wielowiekowego rozwoju – został zatwierdzony jako obowiązujący na zawsze przez papieża św. Piusa V bullą „Quo Primum” w r. 1570. Bulla ta zezwala „po wsze czasy” każdemu kapłanowi rzymskokatolickiemu na odprawianie Mszy w tradycyjnym rycie rzymskim („trydenckim”). Dlatego nazywa się ją niekiedy Mszą Wszechczasów. Określenie „msza trydencka”, „ryt trydencki” pochodzi stąd, że Pius V wprowadził jednolity obrzęd Mszy dla całego Kościoła rzymskiego na polecenie Soboru Trydenckiego (1545-1563). Nie opracował jednak nowego obrządku Mszy, a jedynie skodyfikował i ujednolicił obrządek istniejący od wieków. Po 1570 kolejni papieże wprowadzali drobne poprawki do Mszału św. Piusa V. Polegały one na tworzeniu nowych świąt (np. Chrystusa Króla), reformie kalendarza kościelnego itp. Ostatnie poprawki przed Soborem Watykańskim II (1963-1965) wprowadził Jan XXIII w 1962 r. Właśnie edycją Mszału Rzymskiego z 1962 r. posługują się księża, którzy odprawiają Mszę w rycie trydenckim. Inne określenia stosowane na Mszę Trydencką to: Msza według rytu św. Piusa V, Msza w klasycznym rycie rzymskim, tradycyjna Msza łacińska, Msza gregoriańska.
W Mszy świętej, z której czerpał bł. Antoni mamy pokarm duchowy dla wszystkich Świętych Pańskich ery nowożytnej, mamy natchnienie dla niezliczonej rzeszy artystów – architektów, malarzy, muzyków, kompozytorów, poetów itp., mamy – mówiąc wprost – wyraz wiary, która stworzyła całą zachodnią cywilizację i kulturę.
A. Matyszewski
A. Matyszewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz