"Gdzie ma stanąć krzyż?
Zdumiewa mnie fakt, że spotkania dotyczące wiary,
które organizujemy na płockich Podolszycach, stały się
od początku areną doktrynalnych sporów. Ostatnio
z przedstawicielami tradycjonalistów liturgicznych. Postęp
w wierze zawsze wywołuje gorącą debatę, ale niepokoi mnie
manipulowanie myśleniem Josepha Ratzingera. Płoccy
tradycjonaliści publicznie powołują się na sformułowania,
których papież nigdy nie powiedział: o tym, że szykowana
jest dla Kościoła dekretowa bomba, która ma wysadzić
liturgiczne zmiany Vaticanum II, że Ojciec Święty pogardliwie
mówi lub pisze o dokonaniach ostatniego soboru, że każdy
ksiądz powinien sprawować Mszę św. w starym rycie – inaczej
grzeszy, że istotą nawrócenia człowieka jest zachowanie
łacińskiej formy liturgicznych obrzędów. Cierpła mi skóra, gdy
słuchałem tych wywodów. Sprawdziłem więc, co naprawdę
mówi papież o stylu współczesnej liturgii.
Ojciec Święty nie jest zwolennikiem rytualnej rewolucji.
Komentuje jedynie wypaczenia i braki reformy,
a nie liturgię samą w sobie. W koncepcji Mszy św. wraca
do jej początków, kiedy w pierwotnym chrześcijaństwie
nie istniała dyskusja o tym, czy kapłan ma stać przodem,
czy tyłem do ludu. Ukierunkowanie Eucharystii związane
było z pojęciem uczty paschalnej u Żydów, podczas której
każdy z jej uczestników spoczywał po tej samej stronie
stołu. Świątynie chrześcijan, poza Bazyliką św. Piotra, były
architektonicznie zorientowane, czyli zwrócone na wschód,
ku Chrystusowi powstającemu z martwych jak wschodzące
słońce. Prawne represje w kulcie eucharystycznym zostały
zaprowadzone przez kardynałów na skutek nadużyć
i rozruchów protestanckich w XVI wieku. Wówczas
uformowano surową, odległą od prostych ludzi formę Mszy,
zwanej popularnie trydencką.
Odwrócenie księdza twarzą do ludu w XX wieku, zdaniem
papieża, nastąpiło z powodu błędnego rozumienia
uczty jako spotkania wiernych siedzących wokół stołu.
W efekcie liturgia stała się wymownie klerykalna,
bo zależna od duchowej sprawności i zdolności reżyserskich
sprawującego ją księdza. Czy należy więc znów szarpać
rytuałem, przebudować świątynie i odwrócić kapłana? Nic
podobnego – konkluduje Ratzinger – ciągła rewolucja niweczy
duchowy postęp człowieka. Należy jedynie na ołtarzach
kościołów, między świecami, ustawić znak krzyża, ku któremu
zwrócony będzie zarówno kapłan, jak i wszyscy wierni.
Moich dyskutantów odsyłam do III rozdziału papieskiej
książki „Duch liturgii”. A sam z wiarą czekam,
aż to proste rozwiązanie o krzyżu będzie wreszcie dostrzeżone
w kościołach w naszej diecezji."
(...)
Księdzu Jarosławowi ku refleksji…
Od lat z uwagą śledzę publikacje dotyczące liturgii, wśród nich czołowe miejsce zajmuje myśl kard. J. Ratzingera, obecnego papieża Benedykta XVI, szczerze zatroskanego o losy kultu Bożego sprawowanego w świątyniach katolickich. Dał temu wyraz m.in. w wyśmienitej książce pt. „Duch Liturgii”, którą wnikliwie przestudiowałem u początku moich studiów doktoranckich z liturgiki i do której po wielokroć chętnie wracam.
Nie jestem „płockim tradycjonalistą”, jak to określił ks. Jarosław, ale liturgistą, który z uwagą wsłuchuje się w głos Namiestnika Chrystusowego. Podobnie jak każdy kapłan winien jestem Następcy św. Piotra posłuszeństwo w sprawach wiary i doktryny, czego radosnym sercem staram się dochować.
Nie wiem, jaką „dekretową bombę” przygotowywaną przez obecnego Papieża ma na myśli duszpasterz z parafii p.w. Świętego Krzyża w Płocku; być może tę, o której niedawno wspomniał kard. Antonio Cañizares Llovera, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, w wywiadzie udzielonym włoskiemu „Il Giornale”.[1] Nie przypominam sobie, abym ja lub kolega, z którym byliśmy na spotkaniu zorganizowanym przez ks. Jarosława w w/w parafii dnia 06.11.2010 r. mówił o „wysadzeniu w powietrze liturgicznych zmian Vaticanum II”. Ojciec Święty nigdy nie wypowiadał się „pogardliwie o dokonaniach ostatniego soboru”, wyrażał jedynie – w sposób bezpretensjonalny – głębokie zaniepokojenie zmianami, jakie dokonały się po zakończeniu obrad, m.in. w dziedzinie liturgii, którą pragnie odnowić zgodnie z jego [Soboru Watykańskiego II] nauczaniem, a zarazem w harmonii z liturgiczną tradycją Kościoła, czyli według propagowanej przez Papieża tzw. hermeneutyki ciągłości. Myślę, że jeśli Ks. Wikariusz prześledzi inne publikacje kard. Ratzingera/Benedykta XVI, poza trzecim rozdziałem „Ducha Liturgii”, z pewnością doceni wkład Ojca Świętego w realizowaną za jego pontyfikatu odnowę liturgii.[2]
Najboleśniejszą nieprawdą, którą wyartykułował ks. Tomaszewski w felietonie, a która nie mogła paść z naszych ust jest stwierdzenie, jakoby „płoccy tradycjonaliści” utrzymywali, „że każdy ksiądz powinien sprawować Mszę św. w starym rycie – inaczej grzeszy”. Podobnie słowa, „że istotą nawrócenia człowieka jest zachowanie łacińskiej formy liturgicznych obrzędów – sformułowania te w ustach kapłana, który powinien być świadkiem Prawdy, który powinien łączyć a nie dzielić wiernych na „tych i tamtych” brzmią bardzo niepokojąco.
Myli się Ksiądz Jarosław twierdząc, że Ojciec Święty nie komentuje liturgii „samej w sobie”. Już sam tytuł wiekopomnego dzieła prefekta Kongregacji Nauki Wiary wskazuje, że ma on na uwadze nie tylko zewnętrzny wymiar liturgii, ale sięga głębiej, ukazując jej ducha. Ponadto – początkowe zdanie pierwszej części książki („O istocie liturgii”) ukierunkowuje rozważania autora, stawiającego czytelnikom pytanie retoryczne: „Czym właściwie jest liturgia?” Postrzeganie obecnego Papieża jedynie jako „komentatora wypaczeń i braków reformy” jest nieporozumieniem i świadczy o braku umiejętności syntetycznego podejścia do myśli liturgicznej Ojca Świętego.
Zwrot „represje w kulcie eucharystycznym” nie należy do szczęśliwych i w kontekście przywróconej do łask przez Benedykta XVI mszy w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, do której ks. Tomaszewski nawiązuje i nazywa „trydencką” (przez czterysta lat nikt tak o niej nie mówił) – dyskredytuje zarówno dawne obrzędy, które wykarmiły całe rzesze Świętych Pańskich ery nowożytnej, sprawujących je obecnie księży jak i kapłana, chyba właśnie „pogardliwie” wypowiadającego się o odnowie liturgii, której głównym motorniczym w Kościele Chrystusowym jest obecny Papież.
Zachęcam w tym miejscu, aby doczytać o historii formowania się rytu rzymskiego w stosownych dokumentach, wypowiedziach Magisterium i właściwych tematowi periodykach historyczno-liturgicznych. Gdyby ks. Jarosław zadał sobie trud choćby pobieżnego zapoznania się z materią przed „popełnieniem” felietonu, posiadłby wiedzę wystarczającą do zrozumienia, że tzw. msza trydencka nie powstała (nie została stworzona) na Soborze Trydenckim ani po nim, ale istniejący od stuleci w świecie katolickim obrzęd Mszy świętej został, na polecenie ojców Świętego Concilium, skodyfikowany pod kierunkiem św. Piusa V, obowiązując „po wszystkie czasy” (por. bullaQuo Primum Tempore z 14.07.1570 r.). Genezę Missale Romanum z 1570 r. w sposób kompetentny i naukowy przedstawia nasz rodzimy liturgista bł. abp Antoni Julian Nowowiejski w piątym tomie „Wykładu liturgii Kościoła katolickiego” zatytułowanego „Msza święta”.[3] Myślę, że ks. Jarosław wyświadczy radość Błogosławionemu Męczennikowi (mi można nie ufać, Jemu warto) zapoznając się z dziejami liturgii naszych Ojców.
Jakie to zdumiewające, że tej „surowej, odległej od prostych ludzi formie Mszy” Pasterz diecezji płockiej poświęca przeszło 1600 stron naukowego opracowania (pozostałe aspekty życia liturgicznego Kościoła opisując na kolejnych ok. 3500 stron)… We wprowadzeniu do swojej pracy stwierdza z pokorą:
"Należałoby na klęczkach pisać wykład obrzędów ofiary mszalnej, która przedstawia, wyraża i streszcza wszystką wielkość, piękność i wspaniałość religii Bożej. Ofiara Mszy świętej jest chwałą nieba, zbawieniem ziemi i czyśćca, postrachem piekła. W ofierze tej zawiera się wszystko, co najgodniejsze podziwu aniołów i ludzi. Ona jest skarbem wszystkich łask, zapewnieniem nieśmiertelności, przypieczętowaniem wszystkich dobrodziejstw, jakie Pan Bóg kiedykolwiek nam uczynił".[4]
Co sprawiło, że Biskup – Męczennik w tej „skomplikowanej” Mszy świętej potrafił dostrzec tak wiele? Czy kolejne pokolenia pionierów ruchu liturgicznego XIX i XX w. wychwalało mszę przed samymi sobą, czy raczej ze wszelkich sił starali się ukazać jej piękno i zbliżyć do przeciętnego, prostego człowieka?
Jeśli Ks. Wikariusza nie stać na szacunek dla dawnych i na nowo wskrzeszanych przez Głowę Kościoła Widzialnego rytów, to proszę o uszanowanie chrześcijańskiej Tradycji liturgicznej, o której wybitny prekursor XX-wiecznego ruchu odnowy liturgicznej Odo Casel OSB (niekwestionowany autorytet dla liturgistów „przedsoborowych, soborowych i posoborowych”) wypowiadał się następująco:
"Nie jest żadnym „historyzmem”, jeśli Kościół pozostaje przy starych, przekazanych przez Tradycję formach Liturgii – przeciwnie – miłość do Tradycji wynika z samej jego istoty, z osobowości Kościoła, który w pewnym sensie ma udział w wieczności Boga – Człowieka. Kościół nie jest Kościołem dnia wczorajszego, który musiałby w nieustannej zmianie ciągle szukać czegoś nowego i to nowe oferować – Kościół posiada skarby, które nigdy się nie starzeją. Dlatego ceni sobie Tradycję. Ludzie, zachowujący się jak owady – „jednodniówki” często nie umieją uszanować tego, co stare – Kościół może poczekać. Nadejdą inne pokolenia, które podziękują mu za jego konserwatyzm".[5]
Kontynuując wywód Benedyktyna, proszę zwrócić uwagę, jak subtelnie odnosi się do historii formowania się liturgii rzymskiej w duchu Kościoła, przyozdabiając ją piękną teologią:
"Jeśli więc Kościół naszych dni[6] sprawuje ściśle określoną Liturgię, to jest to skutek jego obiektywności i wierności Tradycji, które z kolei bazują na jego wiecznych wartościach. Głębsza obiektywność nie polega jednak na samym tylko trzymaniu się przekazanych form, lecz na źródle i początku Liturgii, wypływającej z ponadosobowego ducha Chrystusa i Kościoła. I jeśli naturalnie dyscyplina kościelna z lubością zachowuje i przekazuje dalej powstałe w chrześcijańskiej starożytności ryty i teksty, to czyni to w poczuciu, iż te właśnie najstarsze czasy w szczególnym stopniu tworzyły liturgię z ducha Kościoła".[7]
Czy tak trudno zrozumieć, co ma na myśli Ojciec Święty mówiąc o potrzebie hermeneutyki ciągłości w liturgii?
Zarzucił nam ks. Tomaszewski „manipulowanie myśleniem J. Ratzingera”, ale w zamian włożył w usta autora „Ducha Liturgii” słowa, których nigdy nie wypowiedział. Rozumiem, że to reprodukcja skonstruowana na potrzeby felietonu, aby nadać mu pikanterii.
Kardynał Prefekt nie mówi o „szarpaniu rytuałem” (wystarczająco mocno szarpano nim po Vaticanum II), a przepychanki w liturgii nie leżą w gestii pokojowo usposobionego papieża Benedykta. We wspomnianym fragmencie książki nie padają żadne pozostałe wymienione w felietonie sformułowania:[8] „przebudowa świątyń, odwracanie kapłana”. Co gorsza, kolejne zdanie przytoczone przez Wikarego z parafii p.w. Świętego Krzyża stanowczo sugeruje dosłowność cytatu z trzeciego rozdziału „Ducha Liturgii” (s. 77)[9]: „Nic podobnego – konkluduje Ratzinger – ciągła rewolucja niweczy duchowy postęp człowieka”. No właśnie – nic podobnego… Kardynał nie powiedział. Dosłowny cytat z tej strony brzmi: "Nic nie jest przecież tak szkodliwe dla liturgii, jak właśnie ciągłe jej 'robienie'" (…). Następne, wyrwane z kontekstu sformułowania również spłycają myśl Josepha Ratzingera; ks. Jarosław pisze: „Należy jedynie na ołtarzach kościołów, między świecami, ustawić znak krzyża, ku któremu zwrócony będzie zarówno kapłan, jak i wszyscy wierni”.[10] Jakież to wszystko proste – tu krzyż, tam chrzcielnica, a tam choinka. Przeciętny czytelnik, jeśli zada sobie trud i prześledzi słowa Kardynała zapisane choćby dwa akapity wcześniej, zrozumie, że kwestię ołtarza i kierunku modlitwy liturgicznej ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary nie sprowadza „jedynie” do krzyża na ołtarzu lub obok niego, ale apeluje o ponowne odkrywanie istoty, w której liturgia chrześcijańska wyraża swój obowiązujący kierunek.[11] Owszem, potrzeba obecności krzyża na ołtarzu jest ważna i oczywista, zwłaszcza w dobie walki z nim w naszym kraju. Wypadałoby jednak choćby słowem dać odpowiedź na proste pytanie – dlaczego ma stać tam, a nie obok ołtarza? Doceniam wiarę ks. Jarosława Tomaszewskiego w kwestii umieszczania krzyży na ołtarzach świątyń naszej diecezji. Pozwolę sobie jednak pozostać w tej materii realistą, wszak „katolik nie frajer”.
dr Adam Matyszewski
liturgista
[1] Por. Andrea Tornielli, Intervista con il prefetto del culto divino, Antonio Cañizares Llovera: Basta con la messa creativa, in chiesa silenzio e preghiera, w: „Il Giornale”, venerdì 24 dicembre 2010; streszczenie w: Bollettino Radio Giornale del 28/12/2010.
[2] Polecam lekturę „O duchu liturgii” R. Guardiniego (Kraków 1993) a zwłaszcza III rozdział książki, na której wzorował się kard. Ratzinger (zbieżność tytułów nie przypadkowa). Guardini szkicuje główne problemy liturgiczne, Ratzinger poszerza je i doprecyzowuje, nadając kształty bardziej konkretne.
[3] Zob. s. 133-253.
[4] A.J. Nowowiejski, Wykład liturgii Kościoła katolickiego, t. 5: Msza święta, Warszawa 2001, s. 1.
[5] O. Casel, Chrześcijańskie mysterium kultyczne, tłum. A.J. Znak, Oleśnica 1992, s. 114-115.
[6] Mowa o I połowie XX w.
[7] Tamże, s. 115.
[8] Chyba że ks. Tomaszewski korzystał z innego tłumaczenia. Pozostaje pytanie – z jakiego?
[9] Tłum. E. Pieciul, Poznań 2002, wyd. Klub Książki Katolickiej.
[10] Aby ten postulat mógł zostać spełniony (w sensie ścisłym) wszyscy uczestnicy liturgii musieliby zająć miejsce po tej samej stronie ołtarza, w przeciwnym razie celebrans będzie patrzył na krzyż od właściwej strony, pozostali będą przyglądać mu się od tyłu.
[11] J. Ratzinger, Duch Liturgii…, s. 76.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz