czwartek, 20 stycznia 2011

Nasz redakcyjny Kolega, miłośnik historii Kościoła, również był uprzejmy ustosunkować się do felietonu ks. Jarosława


W numerze 50. dodatku płockiego „Gościa Niedzielnego” ks. Jarosław Tomaszewski porusza temat dyskusji ze środowiskiem płockich wiernych przywiązanych do mszy w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Z przykrością stwierdzam, że poruszone zagadnienia Autor felietonu traktuje pobieżnie, nie wspominając ani słowem o historii rozwoju rytu rzymskiego.
 Przede wszystkim ks. Tomaszewski chyba nie zauważył, że od 3 lat każdy kapłan ma prawo wyboru formy celebracji mszy czy to według Novus Ordo Missae Pawła VI z kolejnymi jego edycjami czy też według Mszału św. Piusa V według wydania z 1962 r. Sam fakt „liberalizacji” dostępu do mszału tradycyjnego uczyniony przez Ojca Świętego Benedykta XVI na mocy Motu proprio Summorum Pontificum jest odpowiedzią na liturgiczną rewolucję, która miała miejsce po Vaticanum II.[1]

Od czasu wprowadzenia Mszału Pawła VI tzw. msza trydencka była – co tu dużo mówić – prześladowana, na co jest wystarczająca liczba świadectw. Trzeba wspomnieć, że kolejne indulty na celebrację według rytu przedpoborowego z 1984 i 1988 r. uzależniały celebrację od zgody biskupów diecezjalnych i od ich wielkoduszności. Jaka to była wielkoduszność niech świadczy fakt, że prośby o zgodę na indult były przechowywane latami w kurialnych biurkach.
 Kardynał Ratzinger od samego początku reformy liturgicznej wypowiadał się negatywnie na jej temat. Pośród wielu przykładów na uwagę zasługuje Wprowadzenie jego autorstwa do francuskiego wydania książki prałata Klausa Gambera „Reforma liturgii rzymskiej. Problemy i tło”; ubolewał wówczas, że posoborowa reforma liturgiczna nie przebiegała zgodnie z oczekiwaniami ojców soborowych ani zwykłych świeckich. Pisał: „Na miejsce liturgii będącej owocem rozwoju liturgicznego przyszła liturgia sfabrykowana. Porzuciliśmy organiczny, żywy proces wzrostu i zastąpiliśmy ją – jak w procesie wytwórczym – banalnym, sfabrykowanym, stworzonym na poczekaniu produktem”.[2] A w swojej autobiografii „Moje życie” kardynał Ratzinger zwierza się: „Byłem zaniepokojony zakazem używania starego mszału, ponieważ nic takiego nie wydarzyło się w całej historii liturgii”.[3]

W dalszej części felietonu ks. Tomaszewski porusza kwestię orientacji ołtarza i związaną z nią celebracją versus populum.
Sposób obrócenia ołtarza, a co za tym idzie celebransa w stronę ludu został potępiony przez Piusa XII w encyklice Mediator Dei; przestrzega on przed archeologizmem liturgicznym, który ma polegać na powrocie do pierwotnych form liturgicznych.[4] Sam Sobór Watykański II w „Konstytucji o liturgii” słowem nie wspomina o celebrowaniu twarzą do ludu. Jedynie instrukcja Inter Oecumenici w paragrafie 91 nadmienia, iż „Pożądane jest wystawienie ołtarza wielkiego w takim oddaleniu od ściany, aby go łatwo można obejść i aby celebra mogła się odbywać twarzą do ludu; w świątyni zaś ołtarz powinien zająć takie miejsce, aby rzeczywiście stanowił ośrodek, na którym samorzutnie skupia się uwaga całego zgromadzenia wiernych”. Przeciętnego katolika musi dziwić, że opcjonalność po Vaticanum II przyjęto jako nakaz. 
Podsumowując powyższe zagadnienie w „Duchu Liturgii” kardynał Ratzinger powołuje się na słowa wybitnego badacza tematu, o. Bouyer’a: „Nigdzie w chrześcijańskiej starożytności nie mogła pojawić myśl, że przewodniczący uczcie powinien zajmować miejsce versus populum. Wspólnotowy charakter posiłku był podkreślony właśnie przez porządek przeciwny, czyli fakt, że wszyscy uczestnicy pozostawali po tej samej stronie stołu”.[5] Jak w takim układzie ma się do tego hasło posoborowych reformatorów w sprawie powrotu do form starożytnych?
Ks. Tomaszewski w końcówce swojego felietonu mówi o prawnych represjach w kulcie Eucharystii wprowadzonych przez kardynałów wskutek protestanckiej reformacji; stwierdza: „…uformowano surową, odległą od prostych ludzi formę Mszy, zwanej popularnie trydencką”. Czy forma nadzwyczajna rytu rzymskiego rzeczywiście jest tak odległa dla prostych ludzi? Wynika z tego, że forma zwyczajna ze swoją „szlachetną prostotą” jest bliższa ludziom. Dlaczego? Tego z felietonu się nie dowiemy.
 Łatwo krytykujemy stare, zapominając, że obecne „nowe” przeważnie stoi w niezgodzie z wytycznymi Ojców soborowych, którego pierwszy i sztandarowy dokument „Konstytucji o liturgii” obligatoryjnym czyni znajomość przez wiernych łacińskich odpowiedzi i stałych części mszy. Pomijam prawie całkowity zanik chorału gregoriańskiego („własny śpiewu liturgii rzymskiej!” KL 116), który po Watykańskim II został zastąpiony gitarami, bębnami, keyboardami i podobnymi instrumentami.
To nie kardynałowie wprowadzili prawne represje w kulcie Eucharystii na Soborze Trydenckim. Ojcowie rozpoczęli prace nad reformą mszału, ale jego dokończenie powierzyli papieżowi. Mszał został ogłoszony bullą św. Piusa V Quo Primum Tempore z dnia 14 lipca 1570 r.
 Odwołam się w tym względzie jeszcze raz do kard. Josepha Ratzingera: „Mszał Piusa V, jako stworzony przez niego, w rzeczywistości nie istnieje. Istnieje jedynie przeróbka nakazana przez Piusa V jako jedna z faz długiego procesu historycznego rozwoju. Nowość po Soborze w Trydencie była innej natury. Wtargnięcie reformacji odbiło się przede wszystkim na sposobach ‘reform’ liturgicznych. Na początku nie istniał jeden Kościół katolicki i jeden Kościół protestancki obok siebie. Podział Kościoła zachodził niemal niedostrzegalnie i znalazł swoje najbardziej wyraziste i z historycznego punktu widzenia wpływowe odbicie w zmianach liturgii, która lokalnie wyglądała różnorako, tak że bardzo trudne było często wyznaczenie granicy między liturgią katolicką, a już nie katolicką. W sytuacji tego zamieszania, z braku zwięzłego liturgicznego ustawodawstwa i istnienia liturgicznego pluralizmu odziedziczonego po średniowieczu, papież zdecydował, że Missale Romanum, czyli mszał miasta Rzymu, jako z pewnością katolicki, będzie obowiązywał wszędzie tam, gdzie istniejące formy liturgiczne nie mogły się wykazać przynajmniej dwustuletnią tradycją”.[6]

Podobnie jak ks. Tomaszewski czekam, kiedy duchowieństwo diecezji płockiej pójdzie w ślady Benedykta XVI i ustawi w centrum ołtarza krzyż zamiast mikrofonu.
Książka „Duch Liturgii” jest dobrze znana osobom zatroskanym o liturgię. Ze swojej strony Księdzu Jarosławowi polecam cytowaną w moim ad vocem „Historię mszy. Przewodnik po liturgii rzymskiej” Pawła Milcarka, jako kompendium wiedzy o mszy, jej kształtowaniu, reformach, w tym tych najbardziej bolesnych, zaprowadzonych po Drugim Soborze Watykańskim.

Wojciech Pilewski



[1] Głosy np. episkopatów Francji i Niemiec, jakoby swoboda celebracji mszy „trydenckich” mogła zapoczątkować schizmę w Kościele, nie wystawiają dobrego świadectwa w kwestii posłuszeństwa woli Ojca Świętego.
[2] J. Ratzinger, (Préface): L'intrepidite d'un vrai temoin, w: K. Gamber, La réforme liturgique en question, Editions Sainte-Madeleine, Le Barroux 1992, p. 7 n.
[3] J. Ratzinger, Moje życie. Wspomnienia z lata 1927-1977, tłum. W. Wiśniowski, Częstochowa 1998, s. 133; por. P. Milcarek, Historia mszy. Przewodnik po liturgii rzymskiej, Warszawa 2009, s. 378.
[4] „(…) nie jest rzeczą ani mądrą, ani godną pochwały wszystko i w każdy sposób cofać do starożytności. I tak, aby użyć przykładu, błądzi kto chce ołtarzom przywrócić pierwotny kształt stołu (…). Taki sposób myślenia i postępowania aż nadto przypomina ów zbytni i niezdrowy entuzjazm dla starożytności, wzbudzony przez nielegalny synod w Pistoi (…); Pius XII, Mediator Dei, r. V: „Postępu liturgii nie można uzależniać od prywatnej samowoli. Także starożytność nie stanowi jedynej normy”, w: AAS, XXXIX (1947) 521-596; wyd. polskie m.in.: „Wiadomości Diecezjalne” 28 (1960), s. 145-207.
[5] Por. J. Ratzinger, Duch Liturgii, tłum. E. Pieciul, Poznań 2002, s. 74; por. także: P. Milcarek, Historia mszy…, dz. cyt., s. 33; L. Bouyer, Architektura i liturgia, tłum. P. Wołdyga, Kraków 2008, s. 74-75 n. Tytuł oryginału: Architecture et liturgie, Les Éditions du Cerf, Paris 1991.
[6] Cyt. za: P. Milcarek, Historia mszy..., dz. cyt., s. 78-79.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz