sobota, 8 stycznia 2011

W środę 5 stycznia 2011 w Warszawie-Bielanach miała miejsce śpiewana Wigilia Epifanii, czyli czuwanie przed Uroczystością Objawienia Pańskiego. Nabożeństwo rozpoczęło się o godz. 21:30 w pokamedulskim kościele w Lesie Bielańskim.

Na wigilię zaprosili ks. proboszcz Wojciech Drozdowicz oraz Szkoła śpiewania Chorału z jej kantorem, Robertem Pożarskim. Plan celebracji przewidywał:

- 21:30 – I Nieszpory, 
- 22:00 – Matutinum z Genealogią i uroczystym Te Deum, 
- 23:30 – Laudesy, 
- 24:00 – Pasterkę Objawienia Pańskiego,

Wigilia
 jest celebracją święta od samego jego początku, który w liturgicznej rachubie czasu ma miejsce wieczorem dnia poprzedniego. Celebrowanie wigilii to starożytna praktyka, przez wieki kultywowana w całym Kościele, zarówno wschodnim, jak i zachodnim. Niestety na Zachodzie o niej zapomniano, dzisiaj możemy się z nią spotkać tylko w niektórych klasztorach. Pragniemy powrócić do celebrowania wigilii, aby głębiej zanurzyć się w tajemnice naszej wiary.

W czasie wigilii Objawienia Pańskiego uczestnicy mieli okazję pomodlić się tzw. Matutinum. Jest to część godzin kanoniczych, rodzaj jutrzni odprawianej po północy. W liturgii posoborowej jej najbliższym śladem jest Godzina Czytań.
Matutinum składało się z trzech nokturnów – psalmów przeplatanych czytaniami, Ewangelią, z uroczystym Te Deum.

KOMENTARZ
Piękne śpiewy, ale za długie. Nawet chorał w pewnym momencie może zacząć nużyć. 3 godziny śpiewów to zdecydowanie za wiele (przynajmniej dla słuchacza). Tym bardziej, że aura nie była sprzyjająca (przenikliwe zimno). Wydaje się, iż wystarczyło odśpiewać I Nieszpory i zakończyć je uroczystym Te Deum, a potem Msza święta. 
Kwestia wykonawcza 
Doceniam kunszt wokalny pana Roberta Pożarskiego i szkołę Marcela Peresa, pod okiem którego doskonalił warsztat. Pozostanę jednak przy większej sympatii dla chorału w czystej postaci - brzmiącego niebiańsko i anielsko. Melizmaty, obiegniki - właściwe bodaj okresowi muzycznego renesansu - nie sprzyjają według mnie owocnemu odbiorowi treści biblijnych, które niesie z sobą chorał gregoriański. M. Peres i jego uczniowie, jak mi się wydaje, proponują śpiew chorału pełnym głosem. Taka metoda wykonawcza przybliża chorał do śpiewów ludowych, co chyba nie służy oddaniu właściwego i wzniosłego charakteru tego najważniejszego i pierwszego śpiewu Kościoła Zachodniego. 
Tak, czy siak - Panu Robertowi i jego podopiecznym - chwała! 

A. Matyszewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz